Męski punkt widzenia, czyli recenzja Łukasza...
Na
tę książkę trafiłem zupełnym przypadkiem. Leżała sobie
grzecznie w księgarni, w dziale przecen. Kupiłem z ciekawości, bo
naczytałem się ostatnio tyle biografii gwiazd futbolu, że korciło
mnie aby zobaczyć, jak na tym tle wygląda nasza polska
rzeczywistość. „Jerzy Dudek. Uwierzyć w siebie” to
(auto)biografia najlepszego polskiego piłkarza minionej dekady.
Jedynego Polaka, który dosłownie wygrał swojemu klubowi prestiżową
Ligę Mistrzów.
Dudek
musi być miłym facetem. Przykładny mąż i ojciec dwójki dzieci,
praktykujący katolik, trochę filantrop, a nade wszystko osoba
stąpająca twardo po ziemi. Swoje sukcesy zawdzięcza przede
wszystkim ciężkiej pracy oraz – czego nie ukrywa w książce –
odrobinie szczęścia. Gdyby w 1996 roku nie udało mu się uciec z
bankrutującego właśnie Sokoła Tychy do holenderskiego Feyenoordu,
pewnie rozpłynąłby się w ligowej przeciętności. A tak miał
okazję poznać zupełnie inny świat.
Nie
tylko w piłkarskim tego słowa znaczeniu. Wyjeżdżając do
Rotterdamu rzucił się bowiem na bardzo głęboką wodę. Miał
raptem dwadzieścia trzy lata, chwilę wcześniej wziął ślub.
Nagle znalazł się wraz z młodą żoną w obcym kraju, całkowicie
od Polski odmiennym, bez znajomości języka. Musiał się w tym
wszystkim odnaleźć, zdobyć zaufanie nowych kolegów, uporać się
z upiorną sąsiadką i przystosować do holenderskiego stylu życia.
Swoje zmagania z kulturowymi odmiennościami, specyfikami konkretnych
krajów Dudek opisuje równie ciekawie, jak futbolowe perypetie. A
może nawet ciekawiej.
Bez
ogródek pisze też o realiach polskiego piłkarstwa początków lat
90. Czytając opowieści o zawodnikach pierwszoligowego klubu
„po godzinach” orzących własne boisko treningowe albo
reprezentacji kwaterowanej przed ważnym meczem piętro nad
odbywającym się właśnie weselem (wiadomo, najtaniej) zacząłem
się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe że jakiekolwiek talenty
się u nas rozwinęły. Liczba bareizmów na stronę powala tym
bardziej, że przecież to wszystko działo się naprawdę! Na
szczęście wszędzie znajdywali się ludzie, dla których piłka
nożna była prawdziwą pasją.
Dudek
swoją opowieść traktuje fragmentarycznie, dzieląc ją na okresy
gry w poszczególnych klubach. Pisze o spotkaniach z gwiazdami
futbolu, zdobywaniu zaufania kibiców, trenerów, uchyla lekko drzwi
do szatni Liverpoolu czy Feyenoordu – nie nachalnie, ale
wystarczająco, by poczuć emocje towarzyszące zawodowi piłkarza.
Czyta się to lekko i z przyjemnością, bez towarzyszącym wielu
biografiom wrażenia, że napisano to za wcześnie, na siłę. Można
wręcz dojść do wniosku, że to najlepsza praca na świecie.
Zwłaszcza wtedy, gdy do przerwy przegrywało się 0:3, a skończyło
wieczór z najważniejszym pucharem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.