niedziela, 26 maja 2013

Migawki z miasta /// instagram /// smartfon


Radom /// ul. Moniuszki 






    



 


   
Radom /// katedra

Radom /// ul. Rwańska

Wsola /// filiżanka Witolda Gombrowicza

Odlotowa kawa /// Port Lotniczy Radom

XXVIII Krajowa Wystawa Psów Rasowych w Radomiu

Nigdy specjalnie nie marzyłam o tym, aby mieć psa. Gdy mijam na ulicy większego, szczekającego osobnika paraliżuje mnie strach. Wystawy psów rasowych z niewiadomych powodów uwielbiam i staram się je co jakiś czas odwiedzać.

"Gliniarz i prokurator'

Czasem po prostu trzeba podjąć ryzyko, bez względu na to, kto jest nad tobą.

Jak żyć?

Ugryź, Pogryź i Przegryź

Przytul, Pogłaszcz i Pomerdaj

...

Nie ciągnij już...

Ready to go...

sobota, 11 maja 2013

Rosja, to stan umysłu. „Dzienniki kołymskie”

Męski punkt widzenia czyli recenzja Łukasza...

Trakt Kołymski to licząca ponad 2000 kilometrów droga łącząca Rosję z jednym z jej najdalej wysuniętych na północ regionów – Kołymą. To region, gdzie diabeł mówi „dobranoc”, pijany kierowca jest nie tylko normą, ale i koniecznością, a obok siebie żyją byli więźniowie polityczni i oficerowie bezpieki. Ten właśnie region zwiedził i opisał Jacek Hugo-Bader w książce-reportażu „Dzienniki kołymskie”. Kolejnym z serii wydawnictwa „Czarne”.

W czasach stalinowskich Kołyma była królestwem gułagów, a do tego jest „złotym sercem Rosji”, miejscem, gdzie cenny metal wydobywa się dosłownie gołymi rękoma. Ale trzeba być przygotowanym na ciężką walkę z przyrodą, bo rozpiętość temperatur przekracza 100 stopni Celsjusza, a zimą w niektórych miejscach notowano niewyobrażalne -70 stopni. Nikomu w Rosji specjalnie więc nie zależy na rozwoju tego regionu – liczy się raczej to, co można z niego wydobyć. A mimo to są ludzie, którzy chcą tam żyć.

Bohaterowie, których spotyka autor, są niby zupełnie różni. Jest miejscowy „baron” kontrolujący wydobycie złotego kruszcu. Są poprzetrącani życiowo byli łagiernicy, którzy nie byli w stanie odnaleźć się nigdzie indziej. Wojskowi, szukający celu w życiu. Zwykli, prości ludzie, którzy z niewiadomych przyczyn znaleźli spokój i właśnie zbudowali sobie swoje małe, bezpieczne światy – z dala od pędzącego rytmu rozwijających się wielkich miast.

Kołyma z „Dzienników” to taka stereotypowa Rosja w pigułce. Ludzie są prości, trochę zabobonni. Króluje kolesiostwo, kombinatorstwo, a wątroba puchnie od spożywanego alkoholu. Ot, rosyjska kultura biesiadowania. W poszczególnych rozdziałach Hugo-Bader opisuje kolejne „przystanki” w których zatrzymywał się w podróży. Każdy przystanek to kolejni bohaterowie, kolejne opowieści. A im dalej na Wschód, tym bardziej wehikuł czasu przyspiesza. I zabiera nas coraz dalej w przeszłość.

To powinna być przygnębiająca książka, bo za każdą historią idzie jakaś tragedia, gułag, rozdzielona rodzina, bieda. Nie jest, za sprawą bohaterów, absolutnie pogodzonymi z realiami życia „poza światem”, na swój sposób kochających swoją przedziwną ojczyznę. Gdzieś tam miałem co prawda wrażenie, że pod koniec swojej podróży sam autor był już trochę zmęczony Kołymą, bo pierwsze 600 kilometrów „zajęło mu” tyle samo miejsca, co pozostałe 1500. Ale jak tu się nie zmęczyć, gdy każdy rozmówca swoją opowieść niezawodnie zaczyna od... otwarcia butelki?

niedziela, 5 maja 2013

"Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu" Juliet Grey

Maria Antonina, to niejedyna tragicznie zmarła władczyni. Ale to historia życia francuskiej królowej wciąż fascynuje historyków,  pisarzy, a także czytelników. Powstają kolejne opracowania, filmy, książki. Niedawno ukazało się wydawnictwo Juliet Grey "Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu". Czy różni się czymś od poprzednich? Zdecydowanie tak. Nie jest to zbiór suchych faktów prezentujących losy habsburskiej arcyksiężniczki, naukowa analiza. Jest to powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, lekka i bardzo plastyczna. Autorka nie mogła ominąć ważnych historycznych faktów, ale nie obciążyły one fabuły. Najważniejsza jest mała Maria i jej obraz świata.

Książka jest pierwszą częścią trylogii, dlatego skupia się na dzieciństwie najmłodszej córki cesarzowej Austrii. Dziewczynka dorasta pod ogromną presją. Ma świadomość, że kiedyś w ramach politycznych rozgrywek matki, zostanie oddana w ręce nieznanego władcy. Tak też się dzieje, w wieku zaledwie czternastu lat poślubia dwa lata starszego Ludwika Augusta Burbona i trafia do lśniącego przepychem, rozplotkowanego i śmierdzącego uryną Wersalu. Tak, tak, nie pomyliłam się. Maria Antonina jest zaskoczona, że w tak niezwykłym pałacu brakuje toalet, a dworzanie potrafią swoje fizjologiczne potrzeby załatwiać w miejscach publicznych. 

Wspomniałam już o bogactwie opisów tworzonych przez Juliet Grey. Nie mogę więc zapomnieć o wielowątkowości powieści. Autorka umieszcza swoją bohaterkę na wielu planach. Nie skupia się na jednym wydarzeniu i nie objaśnia go w każdym możliwym szczególe. Jako czytelnicy mamy możliwość towarzyszyć księżniczce w oficjalnych uroczystościach, a także podglądać życie prywatne, poznać jej poglądy. Czasem narracja prowadzona jest w pierwszej osobie.

Nie będę ukrywać, że fabuła powieści "Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu" nie jest wymagająca. Jeśli ktoś szuka pracy naukowej, to na pewno nie jest to pozycja dla niego. Spodoba się jednak każdemu, kto fascynuje się tragiczną historią życia Madame Deficite i lubi dworskie intrygi.