Książkę
„Być jak... Adele” dostałam w prezencie urodzinowym.
Teoretycznie nie wypada pisać o niej źle, bo darczyńca mógłby
się poczuć urażony. Ale Łukasz wie, że doceniam jego podarunek,
a na blogu piszę o tym co przeczytałam i muszę być w swojej
opinii szczera.
Do, której grupy zaliczyć wydawnictwo Caroline
Sanderson? Hit czy kit? Trudno jest mi ocenić, bo książka skierowana do
określonej grupy osób czyli fanów brytyjskiej wokalistki.
Zafascynowani postacią piosenkarki na pewno znajdą wiele szczegółów
z jej życia zawodowego, które rozmywają się w
licznych wywiadach i informacjach o gwieździe. Ja lubię słuchać jej muzyki, ale fanką nie mogę się chyba nazwać.
Autorka pisze jak
powstawał debiutancki krążek „19” oraz „21”, który okazał
się olbrzymim sukcesem, omawia każdą piosenkę. Można też przeczytać o sukcesach Adele w
USA, jej zmaganiach z tremą , problemach ze zdrowiem itp.
Wszystko są to jednak tylko pozbierane i złączone w całość cytaty z artykułów jakie
zamieszczonych w gazetach i na portalach portali internetowych.
Sanderson nie pokusiła się o rozmowę z nikim bliskimi artystki (może nie chcieli?). Dlatego
na ponad 200 stronach próżno szukać smaczków z życia prywatnego
bohaterki. Nie dowiemy się niczego nowego i ciekawego o partnerach
Adele, a jak wiadomo to oni byli twórczą inspiracją każdego z albumów . Fakt ten
potwierdza moje przekonanie, że biografie powinno się pisać po
śmierci samego zainteresowanego lub u schyłku jego życia.
Napisanie książki o dwudziestokilkuletniej dziewczynie musiało być
naprawdę bardzo trudne i doceniam warsztat dziennikarski pani Caroline. Autorka musiałaby być jednak cudotwórczynią,
aby uniknąć tematycznych powtórzeń.
Dużym
plusem „Być jak... Adele” jest piękna okładka i bardzo ładne,
staranne wydanie, chociaż przed literówkami i powtórzeniami nie
udało się polskiemu tłumaczowi i redaktorowi uciec. Cena niestey nie
zachęca do zakupu. Wiem, że nie powinnam jej znać, bo książka była
prezentem, ale w Empiku podejrzałam – 49 zł. To
znacznie za dużo.
Ja książki nie czytałem i raczej nie przeczytam :-)
OdpowiedzUsuń