"Na ratunek" |
Powieść „Na ratunek” Nicholasa Sparksa była dla mnie zupełną tajemnicą. Może wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej nie słyszałam o tym autorze. Gdy po lekturze przejrzałam jego dorobek, skojarzyłam książkę „I wciąż ją kocham” z tego tylko powodu, że w polskich kinach mogliśmy oglądać jej filmową adaptację. Później dowiedziałam się też, że na podstawie jego twórczość zrealizowano obraz „List w butelce” z Kevinem Costnerem. Sam Sparks uśmiechający się z okładki, nie zachęcał mnie też do zatopieniu się w świecie wymyślonych przez niego bohaterów. Wyglądał dla mnie na niezbyt rozgarniętego, amerykańskiego gogusia. Ale niezrażona nieznanym wzięłam się do czytania i… bardzo pozytywnie się zaskoczyłam.
Dawno nie obcowała z tak kameralną powieścią, nie zabrudzoną zbędnymi ozdobnikami. Pisarz jest w niej bardzo blisko ludzi, ich problemów i emocji. Pokazuje świat czarno-biały, a tylko czasem wkradają się szarości. Główną bohaterką jest Denise, młoda kobieta samodzielnie wychowują kilkuletniego synka Kyle’a, cierpiącego na zaburzenia mowy. Ze względu na chorobę syna, rezygnuję z pracy nauczycielki i całe dnie spędza z nim, ucząc go mówić. Prowadząc taki tryb życia jedyne zajęcie jakie może wykonywać jest praca kelnerki w pobliskim barze. Nie narzeka jednak na swoje życie. Akceptuje, to co daje jej los. Pewnego dnia, w czasie burzy nieszczęśliwie rozbija auto. Wystraszony Kyle wysiada z samochodu i gubi się w lesie. Odnajduje go strażak ochotnik - Taylor. Jak można się domyślić, tak rozpoczyna się ich skomplikowane uczucie.
Nicholas Sparks |
W ostatnich latach bardzo popularne stały się książki, których akcja dzieje się w tętniących życiem metropoliach. Małe miasteczka, wsie są dla autorów mało inspirujące, dają niewiele możliwości rozegrania akcji powieści. Sparks ma inne zdanie na ten temat. „Na ratunek” toczy się wolno, w niewielkim mieście w USA. Główne postaci nie prowadzą rozrywkowego trybu życia. Żyją spokojnie w swoich małych światach. Dzięki temu podczas lektury my sami możemy się lekko wyciszyć i chwilę pomyśleć nad własnym życiem. Mylą się jednak ci, którzy sądzą teraz, że powieść jest nudna. Emocji pozytywnych i negatywnych oraz zwrotów akcji w niej nie brakuje. Pisarz bardzo sprawnie kreśli momenty napięcia, przeplatane uspokajającą sielanką. Ostrzegam, że w czasie lektury u osób bardziej wrażliwych mogą w oczach pojawić się łzy.
„Na ratunek” polecam każdemu, kto ma ochotę na prostą, wzruszającą literaturę, która nie jest nielogiczną słowną watą.
Mam jedną książkę Sparksa zakupioną stosunkowo dawno. Czas ją przeczytać :-)
OdpowiedzUsuńMoje spotkania ze Sparksem były bardzo różne, od kompletnych porażek po naprawdę ciekawe tytułu. Dobrze wiedzieć, które z nich mogę potencjalnie zaliczyć do tej drugiej grupy :)
OdpowiedzUsuńPS. Szalenie dobrze czyta się tę recenzję, na Twoim blogu jest tak przejrzyście!
Domi@ Dzięki za wielki komplement. Zawsze bardzo zależało mi na tym, aby mój blog był bardzo przejrzysty i wygodnie się go czytało. Poprawiłaś mi humor w niedzielę rano. :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nigdy nie przeczytałam nic Sparksa,choć tyle o nim słyszałam,a nawet jedną z jego książek mam na półce.Pora nadrobić :)
OdpowiedzUsuńPodobała mi się bardzo, stając się jedną z moich ulubionych książek Sparksa :).
OdpowiedzUsuń