W ostatnim czasie w moją rzeczywistość wciąż wkrada się wojna. Dzieje się tak oczywiście przez literaturę i film. Najpierw przeczytałam książkę „Dziewczynka w zielonym sweterku”, potem zobaczyłam film „W ciemności”. Przed weekendem pożyczyłam w bibliotece reportaż „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, a w sobotę byłam w kinie na „Róży”. I właśnie o tej ostatniej produkcji zdecydowałam się napisać parę zdań.
Jest lato 1945 r. Tytułowa Róża (Agata Kulesza), traci w czasie wojny męża. Posłańcem złej wiadomości jest Tadeusz (Marcin Dorociński), żołnierz AK, który stracił całą rodzinę. Początkowo kobieta przyjmuje mężczyznę bardzo chłodno, pozwala mu tylko przenocować. Następnego dnia okazuje nieśmiało, że bardzo potrzebuje pomocy przy gospodarstwie oraz ochrony przed szabrownikami i gwałcicielami. Między Różą a Tadeuszem rodzi uczucie, ale możemy się tylko domyślić jego istnienia. Jak to zwykle w filmach Wojciecha Smarzowskiego, bywa, miłość nie jest utopiona w słownej papce.
Film jest bardzo mocny i brutalny. Pokazuje rzeczywistość połowy lat 40. XX w., kiedy nie wiadomo już było kto jest wrogiem, kto jest u siebie. Wszyscy zaś byli zwichnięci wojną i z całych sił pragnęli „normalności”. Trudno było ją jednak odnaleźć. Zapędzeni z najdalszych granic rosyjskiego imperium żołnierze na pewno w tym nie pomagali. Robili co chcieli, kradli i gwałcili na potęgę. Siłą wprowadzali też swoje porządki. Polacy przybyli z Kresów zajmowali opuszczone gospodarstwa, a Mazurzy uznani za Niemców (chociaż do końca się nimi nie czuli) traktowani byli jak wróg klasowy i zmuszani do wysiedleń.
Tło historyczne w filmie Smarzowskiego nie dominuje nad prawdziwym życiem dwójki bohaterów. Ale liczba nieszczęść, która ich spotyka w powojennym świecie, wydaje się nie do zniesienia. Spokojne życie, to tylko ulotne chwile. Wciąż muszą się zmagać z brutalną rzeczywistością. Szczególnie dotykają widza obrazy gwałtów dokonywanych przez rozjuszonych Rosjan, na bezbronnej Róży. Jak to możliwe, że nie było za to kary? Że kobietę można było sprowadzić do roli przedmiotu, śmiecia. Gdy wspominam te naturalistyczne obrazy, przechodzą mnie ciarki. Jedynym pozytywnym i szorstko, niezłomnym herosem jest Tadeusz. Ma swoje wady i ludzką twarz, ale trzyma się swojego człowieczeństwa.
Warto chodzić do kina na tak piękne filmy jak „Róża” Nie jest on dla mnie rozliczeniem z przeszłością. Dla nas współczesnych, to znak ostrzegawczy. Czerwonym światłem alarmuje – nigdy więcej.
PS Plus za muzykę Mikołaja Trzaski.
Po przeczytaniu Twojej recenzji jeszcze bardziej chcę zobaczyć "Różę". Widziałam niedawno "W ciemności" i tematyka wojenna jest mi ostatnio bliska, tak jak Ty uważam, że takie filmy są bardzo ważne i potrzebne. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo chcę to zobaczyć. Lubię i Kuleszę, i Dorocińskiego. Ale muszę poczekać na premierę dvd
OdpowiedzUsuńDla mnie "Róża" jest lepszym filmem niż "W ciemności", bardziej intymnym. Ale rozumiem, że produkcja Agnieszki Holland może trafić do szerszej publiczności. Obrazy Wojciecha Smarzowskiego są bardziej polskie i skierowane do Polaków.
OdpowiedzUsuń