Minęło już dwa tygodnie od kiedy oglądałam "Wojnę żeńsko-męską" w reż. Łukasz Palkowskiego. Napiszę jednak prosto z mostu - moim zdaniem jest to pomyłka. Film sztuczny, aktorzy grają sztucznie, kompletnie nie czują swoich postaci, sztuczna jest opowiedziana historia, nie trzymająca się kompletnie kupy. Nie lubię takich produkcji. Ani to dramat, ani komedia, ani ładny teledysk, ani film obyczajowy. Dziwny ten twór bardzo mnie wymęczył. Chociaż znam osoby, którym się podobał.
Szkoda, że jak ktoś wpadł na pomysł napisania scenariusza o bezrobotnej dziennikarce, to jedynym zajęciem jakim mogła się parać było pisanie o penisach. Smutne to...
W najbliższych dniach wybieram się na "Sex story" (tym razem przyznam, że polski tytuł jest tragiczny, oryginalny to "No strings attached"). Od czasu "Czarnego łabędzia" jestem zakochana w Natalie Portman i już nie mogę się doczekać seansu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.