Męski punkt widzenia czyli recenzja Łukasza...
„Moje życie. Moja historia” |
Mam ostatnio „fazę” na książki sportowe. Obecnie na tapecie jest „Michael Schumacher: The Edge of Greatness”, a poprzednio przeczytałem autobiografię Ryana Giggsa pod mało odkrywczym tytułem: „Moje życie. Moja historia”. Giggs jest walijskim futbolistą, wieloletnim zawodnikiem mojej ulubionej drużyny (Manchesteru United), z którą odniósł szereg sukcesów. Stąd też na przetłumaczenie i wydanie tej pozycji w Polsce czekałem z niecierpliwością.
Książka nie jest typową autobiografią. To raczej zbiór anegdot podzielonych na poszczególne sezony z piłkarskiego życia Giggsa. Czasem są one ze sobą powiązane przyczynowo-skutkowo, a czasem nie, przez co całość sprawia wrażenie nieuporządkowanego sportowego pamiętnika lub zapis chaotycznego bloga. Ale wbrew pozorom nie przeszkadza to aż tak bardzo, bo historyjki są ciekawe. W lekki, łatwy i przyjemny sposób dają możliwość przyjrzenia się temu, co dzieje się w głowie zawodowego piłkarza przeżywającego wzloty i upadki swojej kariery.
A że jest ona niezwykle bogata (Giggs, mimo niemal 38. wiosen na karku, wciąż świetnie gra!), w książce znajduje się mnóstwo smaczków z gatunku „tajemnice szatni”. Dowiadujemy się, którzy piłkarze mogli sobie pozwolić na więcej w obecności legendarnie surowego trenera sir Aleksa Fergusona, kto był największym „jajcarzem” w zespole Manchesteru albo dlaczego David Beckham tak często zmieniał fryzurę. Poszczególne rozdziały są luźne i zabawne, co ważne – wolne są od formy „laurki” cechującej często biografie słynnych sportowców. Piłkarz o swojej karierze i drużynie pisze bez ściemy, nie przypisuje swoich osiągnięć tajemniczym talentom i boskim interwencjom.
I wszystko byłoby super, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze, książka ma bardzo określoną grupę docelową. Na przykład osoba, która nie interesuje się piłką nożną i nie wie, że Paul Scholes to niski i rudy facet, nie zrozumie żartów z nim związanych – i tak dalej. Generalnie, przynajmniej podstawowa wiedza na temat futbolu i drużyny Manchesteru United bardzo pomaga w rozumieniu tego, co Giggs pisze, i kontekstu. Małe są szanse, że książka ta zainteresuje innego odbiorcę, bo jest skupiona w 100 proc. na sporcie.
Choć z drugiej strony, to w sumie dobrze. Klasyczne autobiograficzne wstawki o szczęściu, miłości i cieple ogniska domowego w wykonaniu Walijczyka byłyby – przynajmniej dla mnie – niestrawne. Wszystko przez skandale seksualne z Giggsem w roli głównej. Do regularnego współżycia z nim przyznała się nawet... jego bratowa!
Zatem sport, sport i jeszcze raz sport. Tu Ryan Giggs może pozostawać absolutnym wzorem. Takie nie jest na pewno tłumaczenie (autorstwa dziennikarza sportowego Michała Pola), a przede wszystkim polskie wydanie. Tak pełnej literówek, a nawet błędów ortograficznych (!) książki dawno nie trzymałem w ręku. Mam wrażenie, że wydawca chciał jak najszybciej dostarczyć pozycję do rąk kibiców i nie zadał sobie nawet trudu przeczytania całości tekstu.
Summa sumarum, „Moje życie. Moja historia” Ryana Giggsa to lekka, łatwa i przyjemna lektura na 3-4 wieczory (230 stron z dużą czcionką i marginesem), która jako ewentualny prezent choinkowy ucieszy przede wszystkim fanów futbolu. Karolina nie wierzy, że tekst jest w ogóle autorstwa Giggsa, ale ja bardzo chciałbym wiedzieć, że jest inaczej. Chciałbym wierzyć, że piłkarz-legenda, doświadczony życiowo i sportowo człowiek, który otarł się o tytuł szlachecki, jest w stanie zebrać do kupy i wydać swój własny pamiętnik. W innym razie – gdzie te sportowe wzorce?
Książka nie jest typową autobiografią. To raczej zbiór anegdot podzielonych na poszczególne sezony z piłkarskiego życia Giggsa. Czasem są one ze sobą powiązane przyczynowo-skutkowo, a czasem nie, przez co całość sprawia wrażenie nieuporządkowanego sportowego pamiętnika lub zapis chaotycznego bloga. Ale wbrew pozorom nie przeszkadza to aż tak bardzo, bo historyjki są ciekawe. W lekki, łatwy i przyjemny sposób dają możliwość przyjrzenia się temu, co dzieje się w głowie zawodowego piłkarza przeżywającego wzloty i upadki swojej kariery.
A że jest ona niezwykle bogata (Giggs, mimo niemal 38. wiosen na karku, wciąż świetnie gra!), w książce znajduje się mnóstwo smaczków z gatunku „tajemnice szatni”. Dowiadujemy się, którzy piłkarze mogli sobie pozwolić na więcej w obecności legendarnie surowego trenera sir Aleksa Fergusona, kto był największym „jajcarzem” w zespole Manchesteru albo dlaczego David Beckham tak często zmieniał fryzurę. Poszczególne rozdziały są luźne i zabawne, co ważne – wolne są od formy „laurki” cechującej często biografie słynnych sportowców. Piłkarz o swojej karierze i drużynie pisze bez ściemy, nie przypisuje swoich osiągnięć tajemniczym talentom i boskim interwencjom.
I wszystko byłoby super, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze, książka ma bardzo określoną grupę docelową. Na przykład osoba, która nie interesuje się piłką nożną i nie wie, że Paul Scholes to niski i rudy facet, nie zrozumie żartów z nim związanych – i tak dalej. Generalnie, przynajmniej podstawowa wiedza na temat futbolu i drużyny Manchesteru United bardzo pomaga w rozumieniu tego, co Giggs pisze, i kontekstu. Małe są szanse, że książka ta zainteresuje innego odbiorcę, bo jest skupiona w 100 proc. na sporcie.
Choć z drugiej strony, to w sumie dobrze. Klasyczne autobiograficzne wstawki o szczęściu, miłości i cieple ogniska domowego w wykonaniu Walijczyka byłyby – przynajmniej dla mnie – niestrawne. Wszystko przez skandale seksualne z Giggsem w roli głównej. Do regularnego współżycia z nim przyznała się nawet... jego bratowa!
Zatem sport, sport i jeszcze raz sport. Tu Ryan Giggs może pozostawać absolutnym wzorem. Takie nie jest na pewno tłumaczenie (autorstwa dziennikarza sportowego Michała Pola), a przede wszystkim polskie wydanie. Tak pełnej literówek, a nawet błędów ortograficznych (!) książki dawno nie trzymałem w ręku. Mam wrażenie, że wydawca chciał jak najszybciej dostarczyć pozycję do rąk kibiców i nie zadał sobie nawet trudu przeczytania całości tekstu.
Summa sumarum, „Moje życie. Moja historia” Ryana Giggsa to lekka, łatwa i przyjemna lektura na 3-4 wieczory (230 stron z dużą czcionką i marginesem), która jako ewentualny prezent choinkowy ucieszy przede wszystkim fanów futbolu. Karolina nie wierzy, że tekst jest w ogóle autorstwa Giggsa, ale ja bardzo chciałbym wiedzieć, że jest inaczej. Chciałbym wierzyć, że piłkarz-legenda, doświadczony życiowo i sportowo człowiek, który otarł się o tytuł szlachecki, jest w stanie zebrać do kupy i wydać swój własny pamiętnik. W innym razie – gdzie te sportowe wzorce?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać ledwo wyszłam z księgarni, bo to przecież mój największy idol, ale jakoś tak się złożyło, że musiałam odłożyć i nie mam kiedy jej wcisnąć między egzemplarze recenzenckie. W każdym razie cieszę się, że blogerzy piszą o książkach, które interesują mnie najbardziej :)
OdpowiedzUsuń