Dziwna to książka, oryginalna i zupełnie nieprzewidywalna. Autobiografia Huberta Klimko-Dobrzaniecki „Rzeczy pierwsze” zaprzecza zasadom swojego gatunku. Niby chronologia została zachowana, ale rozdziały przypominają raczej zlepek wspomnień i zasłyszanych opowieści rodzinnych. O dziwo czyta się ją jednak doskonale. Kilka alternatywnych historii narodzin oraz opowieść o wujku Lutku, który wie, że najlepszy garnitur można znaleźć w kostnicy rozśmieszyły mnie niemal do łez. „Rzeczy pierwsze” są przewrotnym koktajlem czarnego humoru, absurdu w czystej postaci i powieści realistycznej. Autor ma ogromny dystans do otaczającej go rzeczywistości i samego siebie. To co przynosi mu los przyjmuje na klatę bez mrugnięcia okiem.
A w jego życiu dzieje się wiele: był w seminarium, skubał indyki, zbierał truskawki, kochał się bezgranicznie w Ulli, studiował filologię islandzką, żenił się i rozwodził dwa razy, napisał książkę kucharską, która okazała się bestsellerem. Ciągle gdzieś goni, jakby bał się stabilizacji. Ma w sobie też na tyle dużo tupetu, że gdy promocja jednej z jego książek z winy wydawcy nie układała się najlepiej, kradł jej egzemplarze z księgarń i sprzedawał na wieczorkach autorskich.
Podziwiam Klimko-Dobrzanieckiego, że swoje życie zmieścił na stu stronach, że swojej autobiografii nie przegadał. Napisał, co miał napisać bez rozczulania się nad sobą, bez ubarwiania rzeczywistości i oddał to pod osąd czytelników. Bo czy trzeba wielkich tomów, aby opisać swoją czterdziestodwuletnią egzystencję?
"Rzeczy pierwsze" Huberta Klimko-Dobrzańskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.