Naprawdę lubię "Hołka". To jeden z tych
sportowców, który mimo znacznych osiągnięć i bezsprzecznego statusu "samca alfa" nie wpadł w celebrycką pułapkę. Okazji miał mnóstwo: był i czipsokradem z reklamy, i posłem na Sejm. Ale przede wszystkim pozostał lubiącym wyzwania rajdowcem.
Od ładnych kilku lat jego obsesją jest Dakar, najsłynniejszy długodystansowy rajd świata. Dwa tygodnie skakania
po pustynnych wydmach, jazda po kilka-kilkanaście
godzin dziennie, tysiące kilometrów. Tylko kierowca, pilot i notatki. Dla zaoszczędzenia czasu, sikanie do kombinezonu. Oto dakarowa
rzeczywistość, którą Krzysztof Hołowczyc bez pudrowania opisuje w "Piekle Dakaru".
Książka jest rodzajem pamiętnika - rajdowiec opisuje każdy
kolejny start, od debiutu w 2005 r. po pechowy 2012 (Hołowczyc prowadził w rajdzie, ale z powodu
awarii spadł na 9. miejsce). Jak na
dwukrotnego mistrza Europy przystało, "Hołek" nie jest fałszywie skromny. Z drugiej
strony, zna swoje miejsce w szeregu - wprost odnosi się do swojego braku doświadczenia w rajdach
terenowych i wsparcia, jakie najlepszym potrafią
dać potężne, fabryczne zespoły. Bo Dakar to rajd niezwykle
brutalny, wręcz niesprawiedliwy, w którym wielomiesięczny wysiłek zespołu i wielodniową mordęgę załogi może w minutę zniweczyć warta kilkanaście złotych uszczelka.
Wtedy jest złość na świat, zaklinanie, że nigdy więcej... i powrót na pustynię za rok. Książka naprawdę wciąga - także dlatego, że Hołowczyc po prostu miał o czym pisać, bo każdy start przynosił masę nieprzewidzianych przygód. I tak też się to czyta: trochę jak pamiętnik, trochę jak opartą na faktach książkę przygodową. Jest tu klimat mocnego, męskiego przeżycia, poczucie celu,
rywalizacja i oczywiście cała masa smakowitych anegdot.
Przyjemność z lektury dopełnia świetne, albumowe wydanie: kredowy
papier i znakomite zdjęcia. Dla takiej jakości za rozsądną cenę jestem w stanie przeboleć pojawiające się tu i ówdzie logotypy sponsorów. Przełom 2012 i 2013 to idealny czas
na "Piekło Dakaru". Kolejny rajd
już na początku stycznia. Kibiców "Hołka" do czytania pewnie nikt nie musi namawiać; dla pozostałych to interesująca pozycja, przybliżająca świat chyba najbardziej
ekstremalnego spośród sportów samochodowych.
Nie moje klimaty, ale po Twojej recenzji muszę ją przeczytać
OdpowiedzUsuń