środa, 25 maja 2011
niedziela, 22 maja 2011
XXIV Krajowa Wystawa Psów Rasowych - Radom
Już po raz kolejny byłam na wystawie psów rasowych w Radomiu. Dziś było bardzo gorącą więc właściciele poukrywali czworonogi w namiotach, aby do reszty się nie rozpuściły i nie dostały udaru słonecznego. Niestety przez to, nie można było ich podziwiać w pełnej krasie oraz pstrykać fotek. I jeszcze jeden minus dzisiejszej imprezy - nie zobaczyłam żadnego złotego cokcer spaniela. A te psy po prostu uwielbiam.
Czy rozmiar ma znaczenie? |
Dla niektórych hodowców na pewno tak |
Psiaki tej rasy potrafią nosić tak arystokratyczne imiona jak "Blask Księżyca Innowacja" |
Niedźwiadek? ;) |
Było tak gorąco, że wszyscy byli spragnieni |
Bez komentarza |
Prawdziwa psia gwiazda, mająca "parcie na szkło", prawie weszła w mój obiektyw |
poniedziałek, 16 maja 2011
Cała prawda o blogach w jednym obrazku :)
Z pamiętnika niemłodej już mężatki
Skoro była wycieczka, to nie mogło zabraknąć jakiejś małej pamiątki. Nie, nie… nie dałam się naciągnąć ulicznym sprzedawcom na kupienie pluszowego smoka wawelskiego lub drewnianego lajkonika. Ostatniego dnia w księgarni trafiłam na książkę Magdaleny Samozwaniec „Z pamiętnika niemłodej już mężatki”. Nie ukrywam, że do zakupu skusił mnie fakt, że autorka pochodzi z zacnej krakowskiej rodziny oraz 25 proc. zniżka. Pisarka to wnuczka Juliusza Kossaka, córka Wojciecha Kossaka i siostra Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czyli nic dodać nic ująć. O jej osobie słyszałam już wcześniej, ale nie dane mi było poznać napisanych przez nią książek. Malutkie wydawnictwo, które trafiło w moje ręce to teksty odnalezione już po śmierci Samozwaniec i zredagowane przed dwoma laty przez Rafała Podrazę. Podobno wiele historii można przeczytać już w „Marii i Magdalenie” wydanej w latach 50. XX w., ale ja nie mając z powieścią nic wspólnego z ogromną przyjemnością i pozytywnym zaskoczeniem przeczytałam gawędy wydane w 2009 r.
Wspomnienia Magdaleny można podzielić na dwie części - wspomnienia dotyczące okresu międzywojennego z rodziną Kossaków w roli głównej oraz teksty dotyczące życia w Polsce powojennej. Opowieści o domu rodzinnym, perypetiach miłosnych sióstr i życiu ówczesnej inteligencji przybliżają świat z początku ubiegłego wieku, świat zupełnie nam nieznany. Samozwaniec z niezwykłą ironią obnaża konwenanse, kołtunerie i bigoterię ówczesnych mieszkańców Krakowa. Przytacza wiele ciekawych historyjek dotyczących bliskich i znajomych. Ale przyznać jej trzeba, że z samej siebie też potrafi się śmiać.
Druga część wypada trochę gorzej, psuję ciepłą atmosferę stworzoną na początku. Teksty są chwilami trochę nużące, jakby przegadane. Autorka wypowiada się z wyższością na wiele tematów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest satyryczką i taki przyjęła styl. Czasem znaleźć też można drobne niekonsekwencje. Moim zdaniem wynikają z tego, że notatki, z których powstało to wydawnictwo pisane były na przestrzeni lat i Samozwaniec po prostu zmieniała zdanie na wiele tematów. Zadziwiło mnie też, że jej zapiski czyta się jakby nie mieszkała w Polsce, albo Polska w latach 50., 60. i 70. to był kraj kolorowy i wesoły niczym ówczesna Francja. Nie znam jej biografii, ale ze wspomnień wynika, że w PRL-u musiała żyć na bardzo wysokim poziomie nie zdając sobie jakby sprawy, że jej czytelniczki otacza zupełnie inna, szara rzeczywistość i nie mają możliwość wyjechać np. do europejskich stolic. Chwilami w jej słowach można znaleźć nawet nutki pychy, ale na szczęście bardzo wdzięczne.
Książkę przeczytałam w drodze z Krakowa do Radomia, zupełnie nie mogłam się od niej oderwać i co czas jakiś parskałam śmiechem. Tekst na około 230 stronach przeplatany jest czarnobiałymi, archiwalnymi zdjęciami Magdaleny, jej rodziny i znajomych. Dodaje to wydawnictwu kolorytu i pozwala nam wyobrazić sobie rzeczywistość opisywaną przez pisarkę. Dziś wypożyczyłam już z biblioteki „Marię i Magdalenę” i zaraz zabieram się do czytania.
"Z pamiętnika niemłodej już mężatki" Magdalena Samozwaniec /// Fotka wykonana na krakowskim rynku |
środa, 11 maja 2011
Kraków czyli urok dawnej stolicy Polaków
Tylko trzy dni i dwie noce, a czuje się jakbym na długi czas przeniosła się do innego świata i zostawiła za sobą wszystkie problemy. Jak widać Kraków potrafi zdziałać cuda. To miasto jest tak blisko Radomia, a właściwie go nie znam i byłam tam wcześniej zaledwie trzy razy. Teraz na pewno będę do niego wracać na kolejne niezapomniane „weekendy”. Jeszcze wiele miejsc z Łukaszem nie zobaczyliśmy, jeszcze wielu uliczek nie przeszliśmy. A warto, abyśmy z Krakowem poznali się bliżej. Dawna stolica Polski ma swój charakter i zazdroszczę osobom, które mogą tam mieszkać lub chociaż studiować. Poniżej kilka mniej lub bardziej udanych fotek z wyprawy. Może później wrzucę kolejne.
Bazylika Mariacka, którą na fotce musi uwiecznik każdy turysta. Zwiedzaliśmy ją też wewnątrz, ale nie daliśmy się naciągnąć na to, aby zapłacić 5 zł za robienie zdjęć dlatego żadnego tutaj nie dodam. |
Wieża ratuszowa na rynku |
W niedzielę wszystkie muzea narodowe można zwiedzać za darmo. Zdążyliśmy więc zobaczyć Galerię Sztuki Polskiej XIX w. w Sukiennicach. |
Galeria obrazów pod Bramą Floriańską |
W pizzeri "Trzy Papryczki" przy ul. Poselskiej 17 zjedliśmy pierwszy obiad |
mmm... pizza była świetna |
a lokal naprawdę klimatyczny, jak większość w Krakowie |
Wystawa na małym rynku, niestety nie wiem kto ją tam postawił i jaka była jej myśl przewodnia |
Polecam wszystkim hostel "Nocny Kraków". Obsługa miła, chociaż niezby wylewna ;) czyste, jasne pokoje i łazienki oraz kuchnia dla gości. |
Po prostu Kraków :) |
wtorek, 3 maja 2011
W osiemdziesiąt dni dookoła Londynu
Zastanawialiście się kiedyś jakie książki lubicie? Po jakie gatunki najczęściej sięgacie? Na pewno tak. Ja też odnalazłam swoją niszę - reportaże. W ostatnich miesiącach kupuję tylko takie wydawnictwa i w przeważającej większości spełniają moje oczekiwania. Nie zastosuję tu chyba żadnego nadużycia gdy napiszę, że wręcz je połykam. Jedynie „Planeta Kaukaz” Wojciecha Góreckiego nie przypadła mi do gustu i czeka na swój czas.
„80 dni dookoła świata (nie wyjeżdżając z Londynu)” |
Niedawno przeczytałam „80 dni dookoła świata (nie wyjeżdżając z Londynu)” Jarka Sępka. Jest to dosyć nietypowa książka podróżnicza. Jak wskazuje tytuł, autor poznaje świat nie wyjeżdżając ze stolicy Wielkiej Brytanii. Jak to się stało? Polski podróżnik i dziennikarz przyjmuje zakład od redaktora naczelnego słynnego magazynu „Geographical". Wzorem bohatera powieści Juliusa Verne’a Fileasa Fogga zgadza się w te kilkadziesiąt dni nagrać na dyktafon próbki 80 języków, którymi mówią mieszkańcy Londynu. Startuje 2 października, w 136. rocznicę wyprawy Fogga. Termin wybrał nieprzypadkowo - jest wielkim fanem tej powieści. Gdy czas minął w swojej kolekcji ma nietylko tak powszechne języki jak niemiecki, włoski czy polski, ale udaje mu się też zdobyć wiele egzotycznych - np. amaryjski, igbo, zulu, tigirinia czy kirgiski.
W książce Sępka zdziwiło mnie, że skupia się on raczej na opisywaniu poznanych przez siebie kultur w angielskiej rzeczywistości. Pokazuje jak np. Hindusi czy Polacy asymilują się na wyspach. Poświęca dużo uwagi samej Wielkiej Brytanii, jej historii. Jeden z podrozdziałów dotyczy np. londyńskiego metra. Myślałam, że autor więcej miejsca poświęci samym perypetiom związanym z poszukiwaniem osób posługujących się tymi wszystkimi językami. Najczęściej są one jednak skondensowane, tak jak to wyglądało w rzeczywistości. Bo gdy np. Sępek trafił na targi szkół językowych, w krótkim czasie jego kolekcja wzbogaciła się o kilka nowych próbek.
„80 dookoła świata (nie wyjeżdżając z Londynu)” to nietypowa podróż po Londynie, który jest prawdziwą mozaiką kultur i języków.
Subskrybuj:
Posty (Atom)