środa, 4 sierpnia 2010

Bliski świat czyli Gottlandia

Z jakich powodów kupujemy książki? Co skłania nas do sięgnięcia w księgarni po określoną pozycję? Czy jest to czasem decyzja spontaniczna, podyktowana emocjami i chwilową potrzebą?

Oczywiście najambitniej jest odpowiedzieć, że w kręgu naszych zainteresowań jest jedynie literatura z najwyższej półki. A przekraczając próg domu książki dokładnie wiemy, co warte jest uwagi. Rzeczywistość jest czasem bardziej przyziemna, przynajmniej w moim przypadku. Gdy mam ochotę coś przeczytać, zdarza się, że kusi mnie ładna okładka, dobrej jakości wydawnictwo czy pochlebna recenzja w kobiecym piśmie. Może lekturę powinno się wybierać z większym pietyzmem, myśląc o tym czego można się dzięki niej dowiedzieć nowego o świecie. Ale książka powinna być też rozrywką, przyjemnością, co oczywiście nie oznacza, że ma być płytka i źle napisana.


„Gottland” Mariusza Szczygły poleciła mi koleżanka z pracy, lekturą absolutnie zachwycona. O wydawnictwie słyszałam oczywiście już dużo wcześniej, jednak przez myśl mi nie przeszło, że reportaż o komunistycznych Czechach może mnie zainteresować. Z całym szacunkiem dla autora, byłam przekonana, że będą to nudne wywody, prezentujące realia, nieznanego, nieistniejącego już świata. Znajoma miała jednak rację, książka jest rewelacyjna. Wciąga od pierwszej strony i nie puszcza, aż do ostatniej - przeczytałam ją w dwa dni.

Już pierwszy reportaż o tworzącym się imperium czeskiego rzemieślnika zapiera dech w piersiach. Jak zwykły szewc mógł stworzyć niemalże idealną machinę, w której zatrudnione były tysiące jego rodaków, a następnie kolejne setki w krajach całego świata. Z zaciekawieniem przeczytałam też losy Marty Kubišovej, która rozpoczynała karierę z Heleną Vondráčkovą i pewnie osiągnęłaby jeszcze większy sukces niż swoja koleżanka, gdyby „układała” się z władzą ludową. Dowiedziałam się na jakie ustępstwa i upokorzenia musieli iść pisarze, wykonujący "wolny" zawód, aby dalej robić to co kochają i jak przeraźliwie partia ingerowała w życie każdego człowieka.

A co oznacza tytuł „Gottland”? To nic innego jak nazwa muzeum Karela Gotta niekwestionowanej, mega gwiazdy czeskiej piosenki. O tyle zadziwiające było działania tej instytucji (po zaginięciu właściciela, żona zdecydowała ją zamknąć), że wokalista nadal żyje. Jak dużym uwielbieniem wśród Czechów cieszy się ta postać świadczą na pewno tłumy ludzi, które odwiedzały jego dawną willę.

Mariusz Szczygieł zabrał mnie w niezwykłą podróż po kraju, którego już nie ma. Nie jest to jednak ciężka wędrówka po stromych i ciężkich do przejścia zboczach literatury, ale przyjazny spacer z przyjacielem, który z lekkim poczuciem humoru opowiada jak niezwykli są nasi sąsiedzi i, że po II wojnie światowej, też nie mieli łatwo. Chociaż ta odległa już rzeczywistość jest chwilami tak absurdalna, że przyprawia nas współczesnych o uśmiech na twarzy.

Skromnym moim zdaniem książka, to kawał dobrej literatury, a nagrody jakie jej przyznano są jak najbardziej zasłużone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.