Wojciech Mann to znakomity dziennikarz, prezenter, znawca muzyki i jak się okazuje także pisarz. „RockMann czyli jak nie zostałem saksofonistą” to nie kolejna biografia prezentująca życie znanej osobistości od poczęcia do czasów gdy już sam poczynać sobie w życiu może. Pan Mann wspomina jak przez ostatnich kilkadziesiąt lat żył muzyką. Jak sam napisał była to egzystencja dosyć pasożytnicza, ponieważ sam żadnych kompozycji nie tworzył. Przeszedł jedynie drogę od słuchania i gapienia się do przekazywania tego, co lubi innym. I najważniejsze, że przez te wszystkie lata nigdy nie poczuł przesytu tym co robi, wciąż jest to dla niego ogromna pasja.
Książka nie jest tylko dla osób, które interesują się historią muzyki. Nawet tacy ignoranci jak ja z przyjemnością przeczytają o przygodach pana Manna z polskimi i światowymi gwiazdami estrady. Niektóre opowieści rozbawiły mnie do łez. Bo jak można się nie śmiać gdy czyta się jak Stevie Wander zmusił go do śpiewu na estradzie. „Nie miałem wyjścia. Wonder śpiewał, ja buczałem jak najciszej, a gwiazda, niezadowolona, dźgała mnie łokciem w bok (...) . Gdybym wiedział, że do czegoś takiego dojdzie, na czas pobytu Wondera udałbym się na wczasy do Bułgarii albo do NRD. No, ale stało się. Na szczęście na zdjęciach nie słychać jak śpiewałem.”
O tym kolorowym wydawnictwie nie ma co więcej pisać, bo nie można ocenić jego wartości literackich. Nie o to tu chodzi. "RockMann" jest dobrym sposobem na chandrę i relaks po stresującym dniu w pracy. Autor piszę z takim samym poczuciem humoru z jakim się wypowiada w radiu i telewizji. Przyjemnie się czyta o ludziach, którzy kochają to co robią, ale mimo profesjonalizmu mają do tego ogromny dystans. Dobrze się stało, że Mann napisał wspomnienia, pokazał, że w szarym PRL-u zdarzało się, że zaglądał do nas wielki muzyczny świat. I czasem bywało naprawdę zabawnie. Chociaż wówczas nieprzewidziane sytuacje traktował pewnie zupełnie inaczej. Ach… pozazdrościć mu można tych wszystkich przygód. Jest niebywałą osobowością.
Na koniec jeszcze jeden cytat, który mam nadzieję zachęci do lektury. Przy wyliczaniu pięciu najbardziej niezapomnianych koncertów można przeczytać: „Chciałem wyjść na światowca, bo obcy język robił wówczas duże wrażenie na obywatelach. Nie zrobił na policjancie, który mnie rozszyfrował, wepchnął do i w uznaniu moich zdolności lingwistycznych pozwolił wybrać, czy chcę dostać czarną czy białą pałą.”