wtorek, 3 sierpnia 2010

Nie chcę do ciebie wracać Leo

Powszechnie panuje przekonanie, że sequel jest gorszy niż pierwsza część filmu lub gry komputerowej. Opinię to potwierdza powieść „Wróć do mnie” Daniela Glattauer’a. Jest to kontynuacja „Napisz do mnie”. Pierwszą z książek przeczytałam z ogromną przyjemnością. Wyjątkowy, meilowy dialog Leo i Emmi oczarował mnie swoją spontanicznością, lekkością i nierealnością. Słowa i zdania wymieniane przez wiele miesięcy pomiędzy bohaterami dotyczyły przede wszystkim ich relacji, cienkiej nici łączącej dwa odległe istnienia. Nie było rozmów o sprawach przyziemnych, a jeśli już to bardzo rzadko.

Chcąc poznać dalszą historię dwójki 30-latków już kilka dni po polskiej premierze kupiłam drugą część. Niestety zupełnie mnie rozczarowała. I do tej pory nie wiem, czy „nic dwa razy się nie zdarza” i może drugi raz ta sama oryginalna konwencja nie przypadła mi do gustu, czy może autor nie potrafił przeskoczyć postawionej wysoko poprzeczki. „Wróć do mnie” jest przegadana, zbyt długa i zwyczajnie nudna. Dialogom bohaterów brakuje energii i polotu. Wydaje się jakby powtarzali, to co już powiedzieli. Zmęczona tą flegmatyczną plątaniną pretensji, pytań, zagadywanek, ostatnie 50 stron przekartkowałam i chyba nic tak naprawdę ciekawego nie straciłam. Zakończenie jest pozytywne i szczerze tego oczekiwałam, ale wywołałoby na mnie większe wrażenie, gdyby kilka chwil przed był moment kulminacyjny, podnoszący odrobinę napięcie. Wiem, że romanse, bo „Wróć do mnie” ewidentnie reprezentuje ten gatunek, rządzą się swoimi prawami, ale szczypta silniejszych emocji, jakiś zwrot akcji, niekoniecznie związany z uczuciami nadałby książce kolorytu i energii.


Powieść można zaliczyć do tzw. urlopowych, nie wymaga żadnego skupienia i myślenia. Jest miło, przyjemnie i nic więcej. Spodziewałam się po kontynuacji „Napisz do mnie” o wiele więcej.


Gala Endo
Bardzo zaskoczył mnie nowy dwutygodnik „Gala”, a dokładnie jej okładka wykonana przez Agatę „Endo” Nowicką. Była ona w sklepie pośród innych kobiecych czasopism na tyle wyrazista, że nie mogłam się powstrzymać przed jej kupieniem. Przez ułamek sekundy myślałam nawet, że to jakieś poważniejsze „wydawnictwo” Polityka czy Newsweek.

Takie emocjonalne, drobne zakupy, to chyba zachowanie a’la sroka, jak coś się świeci przed oczami to trzeba to mieć. Czasopismo za kilka złotych na szczęście nie zrujnowało mojego budżetu, ale na trochę wyciszyło nałogową gazeciarę, u której racjonalizm zwykle wygrywa nad emocjami.
Okładka „Gali” zainspirowała mnie do wejścia na stronę internetową „Endo”. Gdy obejrzałam jej portfolio okazało się, że wiele jej prac znam z różnych gazet takich jak np. „Wysokie obcasy” czy „Twój styl”. Robienie ilustracji do książek to musi być chyba bardzo twórcza praca. Na pewno są emocje związane z terminami bądź brakiem weny, ale satysfakcja z dobrze wykonanej pracy musi być ogromna. Szkoda, że kiedyś nie wybrałam innego sposobu na życie. Chociaż podobno mój zawód i moja praca też są twórcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.