wtorek, 4 stycznia 2011

Jonathan Carroll i biegunka słowna

Ale ten mój blog jest nudny. Nic się tu nie dzieje. Jeśli tu zajrzeliście to jesteście prawdopodobnie moją rodziną, chłopakiem lub kimś ze znajomych. A jeśli poprzednie opcje odpadają, to pewnie Google wpuściły Was w maliny. Na szczęście pewnie palec macie już na przycisku escape i nigdy więcej Ty i mój blog się nie spotkamy, więc do następnego przypadkowego spotkania... ;D
Chociaż z niektórymi już się pożegnałam, to dla tych co zostali zacznę od początku. Mam na swojej półce, a dokładnie na podłodze kilka książek, które rozpoczęłam, ale nie potrafię skończyć. Cały czas myślę, że przyjdzie ich kolej, ale różnie to może być. Nie wypadało jednak nie przeczytać świątecznego prezentu. Dlatego za „Oko dnia” Jonathana Carrolla zabrałam się jeszcze w Boże Narodzenie.
Jak można przeczytać na okładce wydawcnictwa: „Jonathan Carroll to jeden z najpopularniejszych w Polsce pisarzy amerykańskich. Wiedeńczyk z wyboru, twórca magicznych światów przelanych na karty książek”. Może jestem ignorantką, ale niestety nie miałam przyjemności przeczytać wcześniej żadnego tytułu tego pana. Trafiłam, a właściwie trafiło do mnie dopiero „Oko dnia”. I może fakt, że nie znałam wcześniejszych dokonań pisarza sprawił, że ten blog (tak jest to skopiowany blog Carrolla) według mnie jest totalną pomyłką. Autor piszę to co mu ślina na język przyniesie. Rozważania o sztuce pisarskiej łączą się ze wspomnieniami i refleksjami o najnowszym modelu Nokii. Nie ma żadnego ładu i składu. Blog jako internetowy autochton powinien pozostać w swoim świecie. Nie można na siłę przenosić go na papier. Ma on sens gdy uzupełniany jest regularnie przez autor, a czytelnicy śledzą na bieżąco kolejne wpisy. Gdy siadamy wieczorem z książką i chcemy przeczytać więcej, miesza się to w ciężkostrawną breję.
Jestem ciekawa co skłoniło Carrolla do tego, aby wydać swój internetowy dziennik. Czy była to duża liczba zer od wydawcy? Nie zmienia to jednak faktu, że chętnie kiedyś sięgnę m.in. po „Szklaną zupę”.

A pisarzowi radzę, aby zastanowił się głębiej nad własnym wpisem z 6 sierpnia 2008 r. Wspomniał w nim o blogach, które przestają być czymś interesującym a przypominają coraz częściej słowną biegunkę.

W najbliższych dniach postaram się napisać parę słów o "Siotruniach", które obejrzałam w Teatrze Powszechnym w Radomiu. A dziś kupię sobie chyba "M jak merde". Dawka dobrego humoru na pewno się przyda.

6 komentarzy:

  1. Proponuje najpierw przeczytać jego książki i to nie jedną a najlepiej wszystkie.
    Ja przeczytałam i uważam,że 'oko dnia' jest dla fanów Carrolla,dla ludzi takich jak ja którzy są w stanie przeczytać wszystko jego autorstwa nawet zapiski na serwetce. I jeżeli się go nie czyta i nie zna się jego książek to czytanie jego dziennika nie ma sensu i tym bardziej krytykowanie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki pisane tylko dla swoich fanów? Każdą kolejną autor powinien sobie zjednywać sympatyków. W księgarniach z jakiegoś powodu nie sprzedają w kompletach całej twórczości danego pisarza. Książka powinna sama bronić się swoją treścią, a nie wspomagać starszymi i młodszymi siostrami :)
    Dziękuje za komentarz. Postaram się sięgnąć jeszcze po jakąś pozycję tego pisarza. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie lepiej przeczytać którąś z jego wcześniejszych książek. Każda ma w sobie coś fajnego.
    "Oko dnia" zostało wydane chyba tylko w naszym kraju, dla fanów... może z sympatii do Polaków, albo z faktu, ze mało kto czyta jego anglojęzyczny blog.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tu dużo mówić... Twoja opinia na temat "Oka dnia" wynika z niewłaściwego nastawienia. To tak jakbyś wzięła te brązową encyklopedię PWN i liczyła na to, że pasjonująca lektura pochłonie Cię do reszty.

    Oko dnia to po prostu zapiski dla fanów prozy Carrolla, mi sprawia ogromną przyjemność czytanie wolnych myśli tego pisarza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Polecam "Krainę chichów" -najlepsza jego książka!
    A krytykować wolno każdemu-przecież recenzja dotyczy tej konkretnej książki i została ona przez autorkę przeczytana, więc czemu miałaby nie wyrazić swojego zdania. Gdyby każda recenzja miała być poparta znawstwem całej bibliografii jakiegoś autora to chyba mało byśmy mieli recenzji. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podzielam opinię poprzedników. Pokusiłaś się o wydawanie opinii o czymś, czego zupełnie nie znasz. Myślę, że to czysta przyjemność czytać wolne myśli autora, którego się bardzo lubi. To tak, jakby pozwolił zajrzeć fanom do swojej szuflady, gdzie trzyma atrament, pióra i wstępnie pozakreślane strony książek, które dopiero się ukażą... W takim też celu ta książka najprawdopodobniej została wydana. Dla fanów... A Ty pokusiłaś się o komentowanie czegoś, czego tak naprawdę nie rozumiesz. Oczywiście każdy ma prawo do własnych opinii. A biegunka słowna płynie przez fora internetowe, wylewa się na blogi i porywa ludzi takich jak Ty, którzy tak naprawdę nie wiedzą o czym piszą....

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.