poniedziałek, 22 marca 2010

Napisz do mnie Leo Leike

W powieści epistolarnej wymienianie między bohaterami pełnią funkcję nośnika narracji. Listy mogą się niekiedy przeplatać z fragmentami dzienników. Szczyt popularności osiągnęła w XVIII w. Gdy w XIX w. w literaturze pojawił się narrator wszechwiedzący, popularność tej formy znacznie się zmniejszyła. Na szczęście jednak nie zniknęła zupełnie. A w XXI wieku przybrała zupełnie nową formę. Zamiast listów są teraz e-maila.

W swojej najnowszej powieści „Napisz do mnie” postanowił je wykorzystać Daniel Glattauer. Okładka w polskiej wersji językowej krzyczy intensywnymi kolorami mającymi przyciągnąć w księgarni znudzonego czytelnika. Wewnątrz kryje się jednak bardzo ciekawe wnętrze, które z czystym sumieniem mogę polecić do skonsumowania.

Nowa powieść epistolarna w przeciwieństwie do tej tradycyjnej bardziej przypomina dialog dwojga zafascynowanych sobą ludzi. Nie są to długie, wielostronicowe wyznania i wynurzeni kochanków. Jest krótkie pytanie i za kilka minut jest krótka odpowiedź. Dzięki temu książkę czyta się bardzo szybko i lekko. Dla mnie zawsze jest to plus. Nie przepadam za długimi opisami i komplikowaniem akcji.


Lubię w książkach realizm. Lubię mieć wrażenie, że kogoś „podglądam”, obserwuje jego codzienne życie. Może nie jest to najlepsza cecha, może to efekt wychowywania się w czasach gdy programy reality show biły rekordy popularności. A być może to zwykła ludzka wścibskość. Nigdy nie miałam siostry, nie mogłam też bez pozwolenia zaglądać do jej pamiętnika. W przypadku „Wróć do mnie” bez pozwolenia otwieram skrzynkę pocztową fikcyjnej postaci i mogę czytać coś co niby jest dla mnie zakazane. Tajemnica korespondencji jest przecież prawie święta. Ale oczywiście nie robię tym nikomu krzywdy.

Powieść ma ponad 200 stron jednak ani przez chwilę nie nudzi. Nie ma dłużyzn, o ironio nic w niej nie jest przegadane. Cały czas czuć napięcie pomiędzy rozmówcami. Do ostatnich linijek tekstu nie wiadomo jak zakończy się relacja internetowych kochanków. Czasem tylko pojawia się myśl „Po co tyle słów, spotkajcie się wreszcie”…

Teraz czekam na książkę napisaną w formie rozmów na gg albo sms’ów. A może taka już jest?

Rozgadałam się strasznie o plusach nowej powieści epistolarnej, że zupełnie zapomniałam przytoczyć w paru zdaniach kim jest dwójka uroczych bohaterów.

Emmi, szczęśliwa mężatka, matka, pracownik branży reklamowej chce zrezygnować z prenumeraty czasopisma. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że myli w adresie jedną literkę i korespondencja trafia do prywatnej osoby. Sytuacja powtarza się kilkakrotnie. I tak od słowa do słowa pomiędzy kobietą a Leo Leike’m właścicielem pechowego adresu pojawia się wzajemna fascynacja.

Gorąco polecam „Napisz do mnie” Daniela Glattauer’a” i czekam na „Wróć do mnie”, które jest już w przygotowaniu.

PS Tak zupełnie z innej bajki. Dziennikarze czasem tracą czasoprzestrzeń W sobotę z ust jednego z nich usłyszałam „cofnijmy się do teraźniejszości”. Bardzo lubię takie językowe lapsusy. Dzięki nim świat jest kolorowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.