niedziela, 7 marca 2010

"Wujaszek Wania" w Radomiu

Już dwa tygodnie minęło od premiery „Wujaszka Wani” w Teatrze im. Jana Kochanowskiego. Niedawno zerkając na stronę „Powszechnego” zauważyłam w galerii zdjęć, że na premierze oprócz lokalnych elit był też Krzysztof Zanussi ze swoimi studentami. Czy miał on jedynie ochotę pokazać swoim wychowankom prowincjonalny teatr? Nie wiem i nie będę się doszukiwać w jego wizycie niczego złego. Wręcz przeciwnie, cieszy mnie, że takie osobistości goszczą w moim mieście oraz, że miałam przyjemność oglądać spektakl w tak doborowym towarzystwie.

Ale wracając do przedstawienia „Wujaszek Wania” w reżyserii Linasa Marijusa Zaikauskasa (kiedyś dyrektora radomskiej sceny). Mnie osobiście nie zachwyciło. Aktorzy grali bez pasji. Sprawiali wrażenie jakby na siłę zostali wtłoczeni w swoje postaci. Najwyraźniej widziałam to u gwiazdy spektaklu Zdzisławie Wardejnie. Profesor Sieriebriakow w jego wydaniu to wycofany mężczyzna, którego nie cieszy już nic. Sprawia wrażenie przezroczystego. Aktor znany mi z wielu znakomitych ról filmowych, na ekranie pełen energii i pasji grając w Radomiu sprawiał wrażenie jakby wciąż myślał „kiedy to się skończy, kiedy to się skończy…”. Jego osoba miała jak magnes przyciągać do teatru widzów. Sądzę jednak, że wiele osób może być jego kreacją rozczarowanych. Szczególnie gdy porówna się ją do występu Emilii Krakowskiej w „Wizycie starszej pani”.


Jak zwykle na scenie irytowała mnie Agnieszka Wilkosz tym razem w roli Sonii, córki profesora, siostrzenicy Wani. Aktorka sądzi chyba, że czym więcej na scenie ekspresji, tym jest prawdziwiej. Dla widza jej groteskowe gesty, niski gardłowy głos są niestety nie do zniesienia. Troszkę więcej delikatności, zachowawczości w kreowaniu postaci na pewno dałyby bardzo pozytywne efekty. Podobnie „bujne” aktorstwo w jej wydaniu można oglądać w przedstawieniu „Wszystko o kobietach”. Gdyby i tam troszkę odpuściła efekt byłby piorunujący.

I na koniec coś pozytywnego czyli Honorata Witańska, która wyrasta na gwiazdę „Kochanowskiego”. Jej Helena to prawdziwa dama, ale zarazem pogubiona kobieta, która szuka prawdziwej miłości. Uwikłana w związek małżeński ze starszym mężczyzną czuje się nieszczęśliwa. Był to jednak jej wybór dlatego nie narzeka na swój los. Woli bezpieczeństwo i spokój przy boku statecznego męża niż wielkie porywy serca. Honorata gra dostojnie, elegancko ale bez patosu. Czekam na kolejne kreacje.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.