sobota, 26 marca 2011

"Tatami kontra krzesła" - japonista o Japonii


Uwielbiam takie małe, zgrabne i poręczne książeczki, które można schować do torebki i nie ma się poczucia, że nosi się cegłę. „Tatami kontra krzesła. O Japończykach i Japonii” bo o niej mowa zauroczyła (to słowo idealnie tu pasuje) mnie totalnie i to od pierwszych stron. Dawno nie czytałam książki napisanej z taką lekkością. Przekładając kolejne strony odnosi się wrażenie, że o dalekim archipelagu i jego mieszkańcach opowiada nam dobry znajomy, który dopiero wrócił z podróży. A tym gawędziarzem jest przystojny Rafał Tomański z wykształcenia japonista i ku mojemu zaskoczeniu ekonomista.

Po książkę sięgnęłam z dwóch powodów. Uporczywie w radiu, telewizji i internecie rekomendowała ją Anna Dziewit. Chciałam też trochę lepiej poznać Japonię po ostatnim trzęsieniu ziemi i tsunami, które nawiedziły ten kraj. W mediach pomiędzy informacjami o dramatycznych wydarzeniach można było usłyszeć i przeczytać zachwyty nad opanowaniem i karnym zachowaniem Japończyków w kryzysowych sytuacjach.

 „Tatami kontra krzesła” okazała się tym czego się spodziewałam czyli zbiorem „ciekawostek” (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) o tym odległym miejscu. Szary zjadacz chleba dla, którego dalekie podróże są na razie w sferze marzenio-planów dowie się masy interesujących rzeczy. Przeczytałam już kilka recenzji na blogach, że to co napisał Tomański znaleźć można w wielu innych wydawnictwach, które ukazały się na polskim rynku, ale jakie to ma znaczenie? Dla wielu nadal to będzie nowość. Czy jest w tym coś złego, że młody chłopak opisał jak postrzega Japończyków i przypomniał o ich mniejszych i większych „dziwactwach”. W tej niewielkiej recenzji mogłabym przytoczyć wiele szczegółów, które zaskoczyły mnie ogromnie, ale to strata czasu, najlepiej po książkę sięgnąć osobiście (nie jest zbyt duża, zaledwie 261 stron). Przytoczę tylko wybrane sprawy, które zaciekawiły mnie najbardziej.

Na moich ustach pojawił się uśmiech gdy czytałam o przesądach niewysokich Azjatów (sama w żadne czarne koty itp. nie wierzę). Obawiają się oni np. cyfry 4, ponieważ jej wymowa brzmi tak samo jak słowa śmierć – shi. Nie ma czwartego piętra, pokoju numer 4, ani 44 czy 444. Gdy do czwórki dochodzi dwójka, to Japończycy odwracają się z podwójną trwogą, bo shi ni czy ni shi (42 albo 24) znaczy ni mniej, ni więcej tylko: ty umrzesz, umrzesz ty. Jakby tego było mało 4219 odczytuje się shi ni iku i oznacza „umrzesz”; 43 to shisan: czyli poronienie. Nie powinno się prosić o sól (shio) o północy, bo duchy mogą podsłuchiwać i zrozumieć, że ktoś ma umrzeć (shi). I jak pisze autor wiadomo, że duchy mogą czegoś nie dosłyszeć i kłopot gotowy – to już lepiej zjeść mniej słone. Nie wolno też pozować do zdjęć stojąc w środku, bo ta osoba umrze jako pierwsza, ani kłaść się spać zaraz po posiłku. Grozi to zamianą w krowę. Jako, że już niedługo czekają mnie 26 urodziny rozbawił mnie też fragment o tym, że już po ukończeniu 25 lat niezamężne kobiety dostają przydomek kurimasu kēki, czyli bożonarodzeniowe ciasto. Nazwa nawiązuje do tortu z truskawkami, które bardzo krótko zachowuje świeżość. Jada się je przeważnie 25 grudnia – stąd też ukłon w stronę dwudziestego piątego roku życia młodej dla człowieka Zachodu, a zbyt starej już według Japończyków, kandydatki na żonę. Ach to poczucie humoru Japończyków. ;)

Bardzo prawdziwe są też przytoczone przez Tomańskiego zdania, że „Europejczycy albo Amerykanie tworzą koncepcję, ale dopiero Japończycy nadają im prawdziwe genialne kształty. Europejczycy wynaleźli kasetę magnetofonową, ale walkman powstał w Japonii. Amerykanie wymyślili konsolę do gier, ale Japończycy wyprodukowali PlayStation i GameBoya (…). Wystarczy mieć trochę pokory i chcieć słuchać innych, a o sukces i innowacje łatwiej”.

Tomański pokazuję w swojej książce Japonię z humorem, ale nie wyśmiewa jej. Potrafi zaciekawić tematem, bo nie prowadzi naukowego wywodu. Ja na pewnwno sięgnę jeszcze po pozycję dotyczące tego kraju

Na koniec wytknę autorowi pewną małą nieścisłość, ale czynię to sympatią. Opisuję on pewien japoński program telewizyjny, który w naszym kraju jakoby nie przyjąłby się na żadnym kanale, nawet po północy. Otóż nieprawda! Zajmował on uwagę Polaków w sobotnie bądź niedzielne wieczory w tv4. Poniżej dowód.

5 komentarzy:

  1. Oj, w takim razie - jeśli tylko jest to ta sama Anna Dziewit, która popełniła recenzję "Tsugumi" Banany Yoshimoto o idiotycznym tytule "Japońska Grochola" - to ja się cieszę, że o książce Rafała Tomańskiego usłyszałam wcześniej i nie od niej. ^^'

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja lubię jak opowiada o książkach w DDTVN i radiu Chilli Zet. Zachęca pewnie do czytania wiely niezdecydowanych. Robi to z ogromnym wdziękiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Możliwe. Mnie jednak zniechęciła brakiem wiedzy o Japonii i jednoczesnym wypowiadaniem się na jej temat. Wspomniana przeze mnie recenzja, dostępna w Sieci, do dziś wywołuje mój niesmak.

    OdpowiedzUsuń
  4. Litera jeśli masz gdzieś pod ręką link wklej go proszę... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, przepraszam, że nie napisałam wcześniej^^

    Link, proszę, tutaj:http://www.rpg.gildia.pl/_vp_tworcy/banana_yoshimoto/tsugumi/recenzja

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.