piątek, 18 lutego 2011

Nadal nie lubimy zaglądać do książek

Zawsze bardzo ciekawią mnie wyniki czytelnictwa. W czwartkowym wydaniu „Gazety Wyborczej”, w artykule „Trzy strony to za dużo” Romana Pawłowskiego można przeczytać, że w Polsce w ubiegłym roku minimum jedną książkę przeczytało 44 proc. rodaków. Chociaż w moim przekonaniu wynik to straszny to i tak o osiem punktów procentowych lepszy niż przed trzema laty. Dziwi mnie to bardzo szczególnie, że gdy zaglądam np. do Empiku jest tam zawsze mnóstwo ludzi. W księgarniach bardziej kameralnych w centrum miasta frekwencja jest może trochę mniejsza, ale też można tam zawsze kogoś spotkać. Na półkach każdego niemal dnia pojawią się jakieś premiery. Mniej lub bardziej lotne, ale czytanie nawet mniej ambitnych pozycji to lepsze niż nie czytanie w ogóle. W necie znaleźć można setki jak nie tysiące blogów, których autorzy dzielą się swoimi opiniami o ciekawych wydawnictwach. Skąd więc te statystyki?

Oczywiście znam ludzi, którzy pochłaniają dwie książki tygodniowo, a także takich (jest ich sporo), którzy w ogóle nie kalają się słowem drukowanym. Szczeże pisząc nigdy nie pytałam dlaczego nie zaglądają do książek? Czy brak czasu lub cena woluminów są jedynymi argumentami? Ja chętnie pracowałabym przy książkach. Prowadzenie własnej księgarni bądź zatrudnienie się w bibliotece to dla mnie ciekawa perspektywa. A lokale, w których można napić się kawy i coś poczytać to miejsca, w których mogłabym zamieszkać. Odkąd pracuję i zarabiam (czyli od kilku lat) jedną z największych przyjemności jest dla mnie kupowanie ciekawych wydawnictw. W przeciwności do ciuchów ich rozmiar w 99 proc. zawsze pasuje.

Politycy próbują walczyć z analfabetyzmem Polaków. Ja też prowadzę swoją mini-mini-krucjatę. Najczęściej jak mogę kupuję w wszystkim w prezencie właśnie książki. Nie są to zawsze wielce ambitne dzieła, bo nie o to w tym chodzi. Zdarzają się poradniki, albumy, lekkie powieści. Chcę aby moi bliscy poczuli, że książka to naprawdę fajna i przydatna rzecz, nawet w dobie internetu. Bo chociaż w sieci możemy znaleźć prawie wszystko, to jednak zadrukowane kartki papieru skrywają wiele tajemnic, których odkrywanie to niekończąca się wędrówka.

Czego jeszcze ciekawego dowiedziałam się z tekstu „Trzy strony to za mało”? Że połowa badanych przez Bibliotekę Narodową respondentów w ciągu ostatniego miesiąca nie przeczytało tekstu dłuższego niż trzy strony. Okazuje się, że można być studentem, lekarzem, prawnikiem, menadżerem lub urzędnikiem i nie zaglądać do księżek. Europejskim narodem najchętniej czytającym są Czesi z 80 proc. wskaźnikiem czytelnictwa. Mam nadzieję, że kiedyś doczekam czasów gdy Polacy równie chętnie będą pochłaniać kolejne kartki powieści, podręczników, albumów czy poradników. Nawet w sieci, nawet w formie audiobooka.

PS Niech nikt nie pomyśli, że ja pochłaniam książki na śniadanie. Nie jestem rekordzistką w liczbie „spożytych” wydawnictw, ale od średniej odstaję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.