środa, 23 lutego 2011

Jak książe został królem i przemówił do poddanych

Czy nie macie czasem wrażenia, że o wychwalanych przez krytyków filmach, książkach bądź płytach nie wypada źle mówić? Jeśli piszący w gazetach i mówiący w radiach i telewizjach uznali coś za dzieło wybitne tak musi pozostać. A jeśli ktoś ma inne zdanie tzn., że na prawdziwej sztuce poznać się nie potrafi. Ja mam trochę takie wrażenie z filmem „Jak zostać królem”. Od około trzech tygodni, ktokolwiek w mediach wspomina o tym obrazie odbywa się to w postaci pieśni pochwalnej. Idąc do kina można się spodziewać produkcji, która co najmniej rzuci nas na kolana. Niestety tak nie jest.

Film jest naprawdę dobrze zrobiony, śmieszny, z wartką akcją, inteligentnymi żartami, trzymający w napięciu, nieprzekombinowany itd. itp. Wszystko jest dobrze, poprawnie, z gracją i angielską elegancją, ale... nie porywa. Owszem trzymałam do końca kciuki za króla, aby udało mu się pokonać własny lęk i przeczytać pierwszą wojenną przemowę. Śmiałam się w kilku momentach (a szczególnie gdy monarcha w ramach terapii klął jak szewc), wzruszałam i smuciłam. Ale w żadnej chwili nie poczułam, że jest to dzieło wybitne, które chwyta za gardło, serce, włazi do głowy i nie chce z niej wyjść. Wpływ na to mają na pewno wspomniane przeze mnie wcześniej recenzje. Gdy wciąż docierają do mnie informację, że film lub książka są wybitne moje oczekiwania wobec nich szybują wysoko do góry. Idąc do kina spodziewam się zobaczyć sceny porażająco-przerażające.

Jeśli miałabym porównać „Jak zostać królem” z „Czarnym łabędziem”, o którym wcześniej pisałam, to na Oskara na pewno zasługuje produkcja z Natali Portman.

Na koniec dodam, że Colin Firth w roli księcia Alberta a potem króla Jerzego VI jest GENIALNY! Trzeba być fachowcem w swojej dziedzinie, aby z takim przekonaniem zagrać osobę, która się jąka. Gdy ogląda się jak z trudem wypowiada każde słowo czuć niemal fizyczny ból.

Ojej zapomniałabym na śmierć o roli Geoffrey Rush’a. Terapeutę władcy Lionel Logue w jego wykonaniu ma styl, klasę i wiele poczucia humoru.

PS Hmmm... wychwaliłam ten film tak bardzo, że chyba jest jednak wybitny. :)



Tak wyglądał naprawdę król Jerzy VI. Tekst o władcy ukazał się w lutym w "Polityce"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.