poniedziałek, 24 maja 2010

„Królowe Brytanii” Przemysława Wojcieszka

Przemysław Wojcieszek pokazał w Teatrze im. Kochanowskiego w Radomiu swój najnowszy spektakl „Królowe Brytanii”. Jeśli ktoś myśli, że reżyser na przekór wszystkim postanowił tym razem przenieść się w przeszłość, ten się grubo myli.

Akcja dzieję się w 2010 r., w niewielkim mieście, ot takim choćby jak Radom. Ela wraca po ponad dwóch latach z Anglii, a jej życiem kieruje chęć zemsty na byłym kochanku. Chce go zabić za spowodowanie śmierci córeczki Natalki. Ma na ten cel odłożoną sporą sumę pieniędzy. Czy jednak znajdzie się ktoś, kto zechce i zdoła wykonać zadanie?


Z minuty na minutę okazuje się jednak, że główna bohaterka wcale nie jest taka święta i zupełnie bez winy. Ona także była w samochodzie, w którym jechało jej dziecko. Niestety nie zrobiła nic, aby mu pomóc. Nie mogła, nie chciała? Na to pytanie odpowiedź trzeba znaleźć samemu.

W roli „królowej” jak zawsze rewelacyjna Aleksandra Bednarz. Jej bohaterka, to niełatwa postać do zagrania, wydaje się, że raczej ciężko ją polubić. Aktorce udaje się jednak pokazać skomplikowaną naturę Eli, jej nieodpowiedzialność, rozchwianie emocjonalne, butność i pretensje do całego świata, że nie działa tak jakby ona chciała.
 
Gościnnie w radomskim teatrze zagrał też Krzysztof Czeczot. Oczywiście nie mogę się powstrzymać, aby nie napisać, że to kolega „Brzyduli”, chociaż jego samego to porównywanie pewnie nieźle wkurza. W „Królowych Brytanii” w roli "dresa", brata przyrodniego Elżbiety był niezwykle przekonujący. Gesty, mimika, chód, wszystko było bardzo autentyczne, a prawo do wyrokowania takich sądów daje sobie z tego względu, że moje miasto nazywane jest przez złośliwych "wioską olimpijską". Na pierwszy rzut oka postać grana przez Krzysztofa wydaje się być miła i sympatyczna, zresztą jego fizis sprawia chyba na każdym takie wrażenie. Jednak nie jest on taki słodki i święty. Lubi się zabawić, poszaleć, postraszyć.

Wojcieszek pokazuje nam historię o zemście, miłości, ofierze, ludzkich słabościach i wstrętnych uczuciach. Klimat całego spektaklu jest bardzo mroczny i ponury. Zdarzają się momenty śmieszne, ale jest to raczej czarny humor jak np. sprawa odstrzelonego palca byłego kochanka. Atmosferę grozy, niepokoju i tajemniczości pogłębia scenografia, chociaż muszę przyznać, że po wejściu na salę byłam nią trochę zawiedziona. Oddaje klimat starych hal fabrycznych, zapuszczonych mieszkań i ciemnych klubów.

Spektakl polecam wszystkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.