wtorek, 3 lipca 2012

"Tak sobie myślę...". Pamiętnik czasu choroby

Gdy przed laty przeczytałam książkę „Stuhrowie. Historie rodzinne” wiedziałam, że jej autor i senior rodu zarazem, ma lekkie pióro. Jak tylko na rynku ukazał się pamiętnik pana Jerzego, „Tak sobie myślę…” wiedziałam - muszę go przeczytać. I chociaż zdawałam sobie sprawę, że powstawał w czasie ciężkiej choroby, to nie interesowały mnie ciekawostki z życia prywatnego pisarza. Spragniona byłam spotkania z mądrym człowiekiem, który chce podzielić się ze mną swoimi przemyśleniami w jednym z najtrudniejszych momentów swojego istnienia. Rak jest wyłącznie w tle. Tylko niekiedy staje się inspiracją wpisów.

Pamiętnik otrzymał od córki, aby jego refleksje nie umknęły w otchłań niepamięci. Na ponad dwustu stronach dzieli się z czytelnikami refleksjami na temat polityki, wydarzeń sportowych, sporo pisze o swoich znajomych, studentach. Najwięcej uwagi poświęca jednak kulturze. Wspomina swoją karierę, ocenia współczesnych twórców, reżyserów, aktorów. W sądach jest często wyjątkowo krytyczny. Wiele negatywnych słów "wypowiada" w kierunku krytyków filmowych i teatralnych. Zarzuca im brak przygotowania do praca, mało merytoryczne teksty i tchórzliwość. Chwilami można odnieść wrażenie, że wywyższa się ponad innych, zachowuje jak jedyny sprawiedliwy. Może to przeszkadzać. Ale zdaję sobie sprawę, że człowiek z takim doświadczeniem życiowym, wiedzą i pozycją ma prawo do tak radykalnych poglądów.

Jego jaskrawe wypowiedzi stoją w kontraście z wizerunkiem Jerzego Stuhra, który znamy z filmów i przekazów medialnych. Tam jest często komikiem, miłym, dojrzałym panem. Taki pocieszny wujek. Zaskakujące jest, jak zmienia się ton jego wypowiedzi, gdy pisze o swoich bliskich, żonie, dzieciach i nienarodzonej jeszcze wnuczce. Jej pojawienie się na świecie i koniec intensywnego leczenia daje nadzieje na lepsze. Kończy też zarazem tę niezwykłą rozmowę Jerzego Stuhra z czytelnikami.

PS Znamienne jest, że jeden z akapitów poświęca Magdzie Prokopowicz, która niedawno zmarła na raka. Tej pięknej, energicznej i pozytywnej kobiecie się nie udało. Jerzy Stuhr żyje. Nie wierzę w przeznaczenie. Zdrowie i choroba to loteria. Cieszę się, że na razie trafiam swoją szóstkę.

PS 2 Książka jest bardzo ładnie i starannie wydana, w grubej oprawie. Zwiększa to przyjemność  z czytania. W Matrasie, w promocji kupiłam ją za 30 zł.

Zdjęcie pochodzi ze strony gazeta.pl

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawie przedstawiłaś książkę, co do której miałam różne obawy. Pan Jerzy właśnie przez swoją mądrość i autorytet sytuuje się wysoko ponad naszymi "gwiazdeczkami" pchającymi się do literackiego światka. Bardzo jestem tej książki ciekawa i chętnie kiedyś do niej zajrzę.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.