środa, 15 lutego 2012

Filmowe "Big Love" Barbary Białowąs

Aleksandra Hamkało i Antoni Pawlicki


Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale ostatnio chodzę do kina tylko na polskie filmy. Wymienię chociażby: „1920. Bitwa Warszawska”, „Listy do M.”, „W ciemności”, „Rzeź”, „Róża”, i „Big Love”. Rodzime produkcje bardziej przyciągają moją uwagę, wydają mi się bliższe ze względu na tematykę, bohaterów i oczywiście język. Przyjemniej jest oglądać obraz, w którym postaci mówią po polsku. Nie znaczy, to oczywiście, że neguję to, co powstaje na świecie.

Każdy z tytułów był zupełnie inny, chociaż niezaprzeczalnie najlepsza jest „Róża”. Temu filmowi niemalże nic nie można zarzucić. Ale dziś notka o Big Love”, długometrażowym debiucie Barbary Białowąs. W kinie byłam w niedzielę, a nie mogę przestać o nim myśleć. Wiem, że nie jest to wielkie dzieło jak np. nominowane do Oscara „W ciemności”, ale ma w sobie to „coś”. Było czymś więcej niż oczekiwałam. Na seans szłam z nastawieniem, że to sztampowy romans nastolatki i trochę starszego chłopaka. Obawiałam się szczególnie, że irytująca będzie Aleksandra Hamkało w roli Emilki. Na szczęście bardzo pozytywnie się rozczarowałam. Zarówno ona jak i Antoni Pawlicki wcielający się w rolę Maćka są znakomici. Jest między nimi mnóstwo elektryki. Są piękni, młodzi, seksowni, tak mocno i szaleńczo się „kochają”, że na moim seansie widownia chwilami zamierała. Miło jest popatrzeć na dobrze zrobione sceny erotyczne. Nie ma przygaszonego światła, wielkiej kołdry, a po chwili zapalonego papierosa. Jest prawdziwy seks. Ale bez obaw, oni też bardzo dużo ze sobą rozmawiają. Nie leżą cały czas w łóżku.

„Big Love” kończy się dziwnie, może nawet bezsensownie. Reżyserka prowadzi dwutorową narrację. Już od samego początku wiemy co stanie się tuż przed napisami końcowymi. Łukaszowi trochę popsuło to odbiór całości i ma swoją wizję ostatniej sceny. Ja potrafiłam oddzielić zakończenie od reszty. Film zauroczył mnie m.in. z tego powodu, że pokazuje miłość chmurną i durną, ale taką z całego serducha. Na początku świata poza sobą nie widzą, nakręcają wzajemnie. Gdy emocji jest za dużo, pojawiają się negatywne spięcia (znów ten prąd). Żyć bez siebie jednak nie potrafią. Ale nie oszukujmy się, kto nie chciałby tak kochać? 

W filmie największą ewolucję przechodzi Emilka. Na początku jest nastolatką zapatrzoną w swojego wybranka. Ten stara się ją izolować od świata, mieć tylko dla siebie. Gdy dziewczyna staje się kobietą i chce „żyć”, Maciek nie potrafi sobie z tym poradzić, staje się zazdrosny i mocno agresywny. Jego kochanie nie jest już tylko jego. Emilka nie pomaga, lubi imprezować. Nadal jednak toksycznie kocha. Nie potrafi być sama, niego.

Jeśli koniecznie chcemy, aby film miał przesłanie, może być dla nas lekcją jak należy kochać. Bardzo bardzo intensywnie, ale z rozsądkiem. Może czasem warto razem zaszaleć i poczuć się jak dwa zakochane dzieciaki.

PS Świetna muzyka, a piosenka „Big Love” w wykonaniu Ady Szulc przepiękna.

PS2 Nie będę owijać w bawełnę – Antoni Pawlicki wygląda niebywale dobrze i jego nonszalancja potrafi zauroczyć. Ale panowie też mają na kogo w kinie popatrzeć.

"Big Love" - Emilka zobaczyła nagle motylka. Co zrobi Maciek?
"Big Love" - Emilka i Maciek tatuują sobie swoje imiona
"Big Love" - Antoni Pawlicki przeszedł przed filmem przyspieszony kurs kulturystyczny
Aleksandra Hamkało i Antoni Pawlicki dla magazynu "In Style"

"Big Love" - Maciek dla Emilki uczy się grać na perkusji
"Big Love" - zupełnie pogubiona Emilka z kacem moralnym
"Big Love" - Aleksandra Hamkało i Antoni Pawlicki na planie
"Big Love" - na planie
"Big Love" - Maciek pomaga Emilce w nauce
"Big Love" - Aleksandra Hamkało na planie
"Big Love" - ok., był też i papieros po seksie ;)
"Big Love" - Aleksandra Hamkało na planie
"Big Love"- Emilka na scenie



10 komentarzy:

  1. Zgadzam się - ten film zdecydowanie ma w sobie to 'coś', co wyróżnia go na tle innych polskich filmów. Minęło pięć dni, odkąd go oglądałam, a ja wciąż nieustannie o nim myślę i mam ogromną ochotę wybrać się do kina ponownie.

    OdpowiedzUsuń
  2. PS. Tak na znak, że uważnie czytałam, ale też dla Ciebie :) : natrafiłam na parę literówek, np. w podpisach zdjęć ('z kacem moralny', 'przeszedł przed filmie') albo na początku: 'Rodzime produkcję' zamiast 'produkcje' :) Mam nadzieję, że mi wybaczysz, chcę tylko pomóc :)

    PS. I zgadzam się co do Pawlickiego - użyję popularnego określenia, którego nie cierpię i które wychodzi z moich ust pierwszy raz: 'ale ciacho!' :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst zawsze czytam następnego dnia, aby pozbyć się literówek. Zaraz po napisaniu notki, wiele błędów mi umyka. Z doświadczenia wiem zaś, że najlepiej jak robi to ktoś inny.
      Dzięki za uwagi :)
      Ja też mam ochotę obejrzeć film jeszcze raz.

      Usuń
    2. PS Mam dokładnie takie samo wrażenie. Nie znoszę określenia "ciacho", ale Pawlickiemu w tym filmie, to miano przysługuje. ;)

      Usuń
  3. Twoja recenzja wręcz mnie pochłonęła, nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze czytało mi się czyjąś opinie o filmie. Muszę, koniecznie obejrzeć ten film!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, polecam, film dał mi trochę oddechu po takich produkcjach jak "Róża" czy "W ciemności". Jest też lepszy moim zdaniem niż osławione "Listy do M.", chociaż to dwa zupełnie inne gatunki.

      Usuń
  4. musze zobaczyć gołego Antka

    OdpowiedzUsuń
  5. Każda motywacja, aby zobaczyć film jest dobra. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wciąż próbuje rozszyfrować zakończenie... czy to było samobójstwo?

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakończenie jest dziwne i niejednoznaczne. Kto zabiłby swoją dziewczynę, gdyby ją kochał?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.