środa, 10 kwietnia 2013

Maja Łozińska. "Smaki dwudzistolecia. Zwyczaje kulinarne, bale i bankiety"

"Smaki dwudziestolecia. Zwyczaje kulinarne, bale i bankiety"

Kuchnia, to bardzo trwały element kultury człowieka. Nawet nie zapisane przepisy i obyczaje żyją z pokolenia na pokolenie, napisał Jan Łoziński we wstępie do książki "Smaki dwudziestolecia. Zwyczaje kulinarne, bale i bankiety". Trudno się z nim nie zgodzić. Polacy od lat uwielbiają rosół, kotlety schabowe, bigos i oczywiście pierogi. Mimo wszystko wraz z upływem czasu nasze obyczaje, przyzwyczajenia kulinarne i styl życia się zmieniają. Pod tym względem dziś od lat 20. i 30. XX w. dzieli nas już przepaść.

Jak się wtedy żyło, jak prowadzono domy? Zmiany cywilizacyjne i ekonomiczne dokonujące się wówczas na świecie objęły także odradzającą się Rzeczpospolitą. W miastach powoli rezygnowano ze służby, kobiety podejmowały pracę zawodową i aby przygotować posiłki dla swoich rodzin musiały upraszczać dotychczasowe menu. Coraz chętniej zaczęto też jadać warzywa i owoce. Jak można przeczytać w "Smakach dwudziestolecia" szybko zmieniał się też model życia towarzyskiego w dużych miastach. Zamiast wizyt w domach preferowano spotkania w restauracjach, kawiarniach, tam też organizowano bale i bankiety, najchętniej z daniami kuchni francuskiej. Oczywiście lokalach najczęściej przesiadywali zamożni mieszkańcy miast.

Osiadłe w wiejskich dworach rodziny ziemiańskie najchętniej jadły potrawy tradycyjne wyrosłe ze szlacheckich wzorców. I im dalej na wschód tym wierność tradycji była mocniejsza. W niektórych miejscach przyrządzano nietypowy deser pochodzący z Ukrainy. Do jajka ugotowanego na miękko wbijano słomkę, przez którą kucharz wysysał żółtko, a potem w jego miejsce wtryskiwał prosto z ust krem czekoladowy krem. Na koniec jajko obtaczano w cukrze pudrze z wanilią. Byli tacy co pojąwszy metodę przyrządzania tego specjału rezygnowali z posiłku.

W książce Mai Łozińskiej też wiele ciekawostek o handlu spożywczym w sklepach, na rynkach, targowiskach i w halach. Klienci bazarów często padali ofiarą oszustów fałszujących żywność starymi "domowymi" metodami. Niektóre z nich stosuje się chyba do dziś. Śniętym rybom malowano skrzela na czerwono, konina udawała znacznie droższą wołowinę, do masła dodawano surowe tarte kartofle i dla koloru nieco soku z marchwi, do mleka dolewano wody , a chude mleko i śmietankę zagęszczano mąką lub zmieloną kredą (!), a także zaprawiano sodą, aby nie kwaśniało.

W rozdziale "W restauracjach i kawiarniach" znalazłam też wątek dotyczący Radomia. "W poszukiwaniu kulinarnych przygód wybierano się także na prowincję. Z dobrej kuchni znane były restauracje Radzymińskiego z Lublinie, Berensa z Kazimierzu nad Wisłą, Ratajskiego w Krasnymstawie i Wierzbickiego w Radomiu". U tego ostatniego bywało wielu popularnych aktorów dwudziestolecia: Loda Halama, Kazimierz Krukowski, Stefan Jaracz, Ludwik Solski, Ludwik Sempoliński czy Tola Mankiewiczówna. Jak czytamy w książce: "W soboty i niedziele przed radomską restauracją parkowały eleganckie limuzyny gwiazd ciekawych nowych, smakowych wrażeń obiecywanych w menu. Kusiła galantyna z drobiu i pasztet z dziczyzny, ozór peklowany z chrzanem, gulasz po węgiersku i pularda w białym winie z selerami.". Tygodnik "Świat" w 1933 r. donosił: "Czy wiecie jaka restauracja w Polsce zdobyła obecnie największe uznanie naszych gastronomów? Stolica sromotnie zdystansowana, Tak samo Poznań ze swym bazarem, Kraków z Grand Hotelem, Lwów z Żorżem. Tryumfuje jedno ze skromniejszych miast prowincjonalnych. Radom!".

"Smaki dwudziestolecia. Zwyczaje kulinarne, bale i bankiety" to także piękny album, który nie tylko słowem, ale także obrazem przenosi nas za stół  dwudziestolecia międzywojennego.

Sprzedaż śledzi na rynku w Bydgoszczy, 1925 r.

 
Jadalnia w zamku prezydenta RP w Wiśle, 1931 r.

Automaty z kanapkami, 1931 r.

Warszawska kawiarnia, lata 30.

Serwis "Kula" z Ćmielowa

Bolesław Leśmian z córką w kawiarni

Bal sylwestrowy z teatrze Morskie Oko w Warszawie. Pierwsza z lewej Zula Pogorzelska, Janin Sokołowska, Władysław Walter i Eugeniusz Bodo, 1930 r.

 

Przyjęcie u Ryszarda Ordyńskiego

Jerzy Blikle

 
Przyjęcie noworoczne u prezydenta Ignacego Mościckiego

2 komentarze:

  1. Uwielbiam XX-lecie, tę książkę dostałam pod choinkę i wczoraj nareszcie zaczęłam czytać, zapowiada się wspaniała lektura:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też bardzo lubię dwudziestolecie i po Twojej recenzji widzę, że muszę ją koniecznie zdobyć. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.