poniedziałek, 26 marca 2012

Powieść obyczajowa. "Bratnie dusze" Hanny Cygler

W ostatnich tygodniach mam chyba e-pecha. Najpierw przez pół miesiąca nie miałam z internetu, teraz popsuł mi się komputer i muszę korzystać z pożyczonego sprzętu. Mam nadzieję tylko, że naprawa nie będzie zbyt droga. Nie będę już jednak nudzić, nie o tym chcę dziś pisać. W niedzielę skończyłam  „Bratnie dusze” Hanny Cygler. Jest to bardzo dobrze napisana powieść obyczajowa. Trudno jej coś zarzucić, chociaż także nie zachwyca.

Miśka, dziennikarka gdańskiej gazety, to główna bohaterka i prowodyrka całego zamieszania. Jej życie, to pasmo wpadek, nieprzewidzianych sytuacji oraz mniejszych i większych problemów. Nie jest to jednak nierozgarnięta mimoza, wręcz przeciwnie. Twardo stąpa po ziemi, nie daje sobie w kaszę dmuchać, tylko nie potrafi znaleźć odpowiedniego mężczyzny. Ci, na których trafia nie mają wobec niej poważnych planów. Miśka ma dwie bardzo dobre koleżanki – Aldonę i Weronikę. Obie są utalentowanymi malarkami. Ustabilizowane życie kobiet zaczyna się jednak psuć, gdy w ich życiu pojawia się przystojny mężczyzna.

Powieść ma w sobie elementy romansu, dramatu, czasem można się też uśmiechnąć czytając o perypetiach Miśki Ja kupiłam ją po przeczytaniu recenzji w „Bluszczu”. W magazynie napisano, że autorka poruszyła problem zazdrości, rywalizacji, która pojawia się wśród dorosłych ludzi. Zazdrości o to, że komuś się udało osiągnąć „sukces”, chociaż nie jest zdolniejszy, ładniejszy od nas. Niestety ja nie zauważyłam, aby Hanna Cygler głębiej zajęła się tym tematem. Troszkę mnie to rozczarowało, bo nastawiłam się, że znajdę odpowiedzi na kilka  nurtujących mnie pytań. Ale może powinnam sobie raczej kupić poradnik. ;)
Bratnie duszę” (można było wymyślić oryginalniejszy tytuł), to dobra powieść. Bardzo gęsta treściowo, nie ma w niej zbędnych dłużyzn. Każde zdanie, każdy akapit został napisany z rozmysłem i prowadzi czytelnika do rozwiązania zagadki. Zakończenie książki jest przewidywalne, ale parę rzeczy mimo wszystko może nas zaskoczyć.

PS Już po zakończeniu pisania  powyższej recenzji zauważyłam, że tytuł jest zupełnie nieadekwatny do treści książki. Opowiada ona bowiem o kobiecej przyjaźni, czy są to więc "Bratnie dusze"? Z drugiej strony tytuł "Siostrzane dusze", też nie brzmiałby dobrze. Język polski mimo swojego bogactwa jest zmaskulinizowany i trochę ograniczony. Szkoda, że autorka nie pomyślała o innym tytule.

środa, 21 marca 2012

„Śniadanie u Tiffany’ego” Trumana Capote

Nie oglądałam nigdy filmu „Śniadanie u Tiffany’ego”. Tym bardziej byłam ciekawa książki o tym samym tytule autorstwa Trumana Capote. Właściwie powinnam napisać książeczki, bo liczy zaledwie kilkadziesiąt stron. Jakie mam wrażenia po lekturze? Zupełną obojętność. Przeczytałam, odłożyłam i moje myśli nie podążały w kierunku Holly Golightly. Niby miła to była opowiastka, ale bez charakteru. Niby główna bohaterka jest pełną fantazji i tajemnicy młodą kobietą, która za nic w świecie nie chce się ustatkować. Ale brakuje stron, aby lepiej ją poznać. Zrozumieć, dlaczego woli ciągłą zabawę i flirty z mężczyznami niż małą stabilizacje. Początkujący pisarz i narrator całej opowieści jest znakomitym tłem dla dziewczyny, ale jego fascynacja Holly jest co najmniej zagadkowa.
Trudno mi cokolwiek więcej pisać o „Śniadaniu u Tiffany’ego”. Warto zajrzeć do tej książki przed obejrzeniem filmu. Wydaje mi się jednak, że produkcja z kultową już rolą Audrey Hebpurn może być o niebo lepsza.

niedziela, 18 marca 2012

Marcowy weekend w Kazimierzu Dolnym

Przede mną recenzje dwóch książek. Mam nadzieję, że uda mi się je napisać w tym tygodniu. A dziś kilka zdjęć z Kazimierza Dolnego. Wiem, że nie widać na nich miasta, ale trzeba mi uwierzyć na słowo.

wtorek, 6 marca 2012

"Dwie strony medalu" J.M.R. Michalskiego

Na początku roku w księgarniach pojawiła się książka „Dwie strony medalu” J.M.R Michalskiego. Jest to powieść obyczajowa, której akcja została osadzona w rodzinnym mieście autora. Nie jest to jednak topograficzny przewodnik po Radomiu. Nazwy ulic są prawdziwe, ale miejsca, w których spotykają się bohaterowie powstały w wyobraźni twórcy. Główni bohaterowie to dwaj młodzi mężczyźni. „Michał jest chłopakiem z dobrego domu, który wszystkie swoje sukcesy zawdzięcza Bogu. Od lat przyjaźni się z Adamem, który jest jego całkowitym przeciwieństwem. Notoryczne wagarowanie, bójki i problemy z prawem, to codzienność. Kocha piłkę nożną, ale jeszcze bardziej „ustawki” z kibicami innych drużyn. Chce by jego team był najlepszy w Polsce. Zbliża się ostatni rok liceum i dwaj przyjaciele będą musieli razem stawić czoła nowym wyzwaniom. Na ich drodze pojawi się piękna dziewczyna, która skradnie serce jednego z nich, a drugi? Drugi też się zakocha, lecz która z miłości będzie tą na zawsze?” (opis pochodzi z okładki książki)

Trudno mi jednoznacznie ocenić powieść Michalskiego. Bardzo się cieszę, że młodzi radomianie próbują swoich sił jako pisarze. Wiadomo, że pierwsze kroki w tej roli nie są najłatwiejsze. Dlatego z dystansem podchodzę do błędów, które znalazłam w „Dwóch stronach medalu”. Najbardziej rzucają się w oczy liczne literówki i językowe nieścisłości. W jednym miejscu ulica 25-Czerwca zapisana jest cyframi, w innymi już słownie. Kłuły mnie w oczy powtórzenia konkretnych słów w następujących po sobie zdaniach (nie wiem dlaczego, ale bardzo tego nie lubię). Opisy postaci brzmiały zaś niekiedy jak z wypracowań szkolnych. Zdaję sobie sprawę, że książka młodego radomianina to fikcja literacka. Jeśli jednak osadzona jest w realiach współczesnych, warto byłoby sprawdzić pewne fakty jak np. funkcjonuje pogotowie

Tyle złego, warto napisać też coś dobrego. Powieść rozwija się z każdą stroną, a przy końcu nabiera tempa. Dla czytelnika na pewno staje się przez to atrakcyjniejsza. Samo zakończenie też jest bardzo zaskakujące. To duży plus dla autora. Mocne dialogi, pełne przekleństw mogą razić, ale mimo wszystko brzmią bardzo prawdziwie. Można domniemywać i ubolewać nad tym, że autor przy ich pisaniu inspirował się prawdziwymi rozmowami młodych radomian. Książka na pewno znajdzie uznanie wśród młodzieży. Nie jest jednak skierowana tylko do dziewcząt lubiących romanse. Coś dla siebie znajdą też w niej panowie. Dużo uwagi twórca poświęcił wspomnianym już „ustawką” i życiu kiboli. 

„Dwie strony medalu” na pewno nie przyniosą Michalskiemu rozgłosu na skalę kraju. Musi on jeszcze szlifować swój warsztat. Bez tej próby nie dowiedziałby się jednak na co go stać i nad czym musi jeszcze pracować.